sierpień 19, 2019
FRAGMENT NR 71
OBECNIE
Nie doczekała się Mateusza ani tej nocy, ani następnej. Napisał jej tylko kilka krótkich wiadomości, że jest cały czas w szpitalu, że Jeremi go potrzebuje i że ją kocha. Ani słowa o tym, jak długo jeszcze tam zostanie i kiedy mogą się znowu spotkać. Rozumiała powagę sytuacji, ale trudno jej było nie mieć mieszanych uczuć. Z jednej strony rozpamiętywała słowa Pauliny, które dały jej dodatkową dawkę nadziei na lepszą wspólną przyszłość z Mateuszem, a z drugiej była świadoma, że nigdy nie będzie mogła konkurować z dzieckiem, które było dla niego najważniejsze. Ona też była najważniejsza, ale w zupełnie innym wymiarze. Czasami to rozumiała, przynajmniej bardzo starała się rozumieć, a czasami nie. I to był właśnie moment tej drugiej opcji. Nie mając pojęcia, co się dokładnie dzieje w szpitalu, wiedząc, że jej ukochany znowu należy do swojego poprzedniego życia i nie wiadomo kiedy do niej z niego powróci, cierpiała. Tęskniła bardziej niż zwykle, a czas dłużył się jej niemiłosiernie. Mimo tak znaczących słów Pauli, teraz, po prawie trzech dniach braku normalnego kontaktu z Mateuszem, ponownie zaczęła we wszystko wątpić i znane jej demony dopadały ją z każdą godziną coraz bardziej. Cudem wytrzymała cały dzień w biurze. Właściwie tylko dzięki ogromnej ilości pracy była w stanie wytrzymać, bo liczne obowiązki skutecznie zajęły jej głowę aż do wieczora. Po pracy nie chciała wracać do mieszkania i siedzieć na kanapie, przełączając kanały w telewizji i co chwilę zerkając to na zegarek, to na telefon. Była pewna, że tak właśnie będzie wyglądał jej kolejny samotny wieczór. Przecież Mateusz powinien być teraz z nią. Powinni razem przygotować kolację, wspólnie ją zjeść, rozmawiać, snuć plany na bliższą i dalszą przyszłość, a potem zakończyć ten wieczór w sypialni. Tak właśnie ostatnio wyglądały ich wieczory i bardzo się już do nich przyzwyczaiła.
Postanowiła, że nie pojedzie do domu, choć nie miała nikogo, z kim mogłaby się teraz spotkać. O Dorocie nie było mowy, a Daniel się obraził. Inni znajomi nie wchodzili w grę, właśnie dlatego, że byli tylko znajomymi. Eliza potrzebowała przyjaciela, a żaden z jej porfolio nie był w tej chwili dostępny. Była głodna jak wilk i spontanicznie zdecydowała, że pojedzie zjeść coś dobrego do włoskiej restauracji, w której była ostatnio z Mateuszem. Pyszne jedzenie i wspomnienia z tego miejsca być może poprawią jej humor, miała taką nadzieję. Lepsza samotność w takim miejscu niż ponownie w pustych ścianach domu. Nie była co prawda ubrana na wieczorowe wyjście do takiego lokalu, ale z drugiej strony jej strój nie odstawał od atmosfery tego miejsca. Miała na sobie długą letnią sukienkę z dekoltem i bladoróżowe baleriny, które pasowały kolorem do wzoru drobnych kwiatów na białym tle materiału. Jej długie jasne włosy były splecione w luźny kok na czubku głowy, a całości dopełniał pleciony koszyk, który kupiła niedawno na wyprzedaży.
Zaparkowała pod lokalem, który okazał się być pełny do ostatniego miejsca. Tego właśnie potrzebowała – zagłuszenia dręczących ją od kilku dni myśli. Tak naprawdę już sama nie wiedziała, co powinna myśleć, bo głos zachęcający ją do wiary w Mateusza i ich związek całkiem nie ucichł i dawał o sobie co jakiś czas znać, przeciwstawiając się jej mrocznym wizjom. Towarzystwo innych ludzi dobrze jej zrobi, tego była pewna. Nie było tu co prawda typowego restauracyjnego gwaru, bo lokal należał do elitarnej półki i panował tu bardziej stonowany nastrój, ale atmosfera rozmów i włoskiej muzyki w połączeniu z pysznościami szefa kuchni już od wejścia wpływała na nią kojąco…
Komentarze