lipiec 6, 2019
FRAGMENT NR 54
2 LATA WCZEŚNIEJ
Kiedy Adam, uśmiechając się od ucha do ucha, wszedł do biura przy hali kilka minut po 13.00, Eliza z wrażenia na chwilę przestała oddychać. Marta prowadziła z kimś na korytarzu ożywioną dyskusję przez telefon, więc zamknął za sobą drzwi.
– O, widzę, że wcale nie macie tu spokojniej. Cześć, Eliza, miło cię widzieć – położył torbę na trzecim, wolnym biurku w pomieszczeniu i podszedł do niej, żeby się przywitać. Już pierwszego dnia pracy zaproponował, aby przeszli na „ty”, tak jak reszta zespołu, więc jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Wrażenie zrobił za to jego zapach i bliskość, gdy musnął ją w policzek i przytrzymał delikatnie za ramię. Zawsze tak się z nią witał, a ona wtedy na chwilę w środku nieruchomiała. Na zewnątrz zachowywała się całkiem normalnie – oddawała powitalnego całusa i uśmiechała się tak jak zwykle. Nikt, patrząc na nią, nie poznałby, że w niej samej dzieje się dużo więcej, że przez jej ciało przechodzi właśnie istne tornado. Miała nadzieję, że Adama też udaje się jej zmylić. Bała się, że szef może wyczuć jej podniecenie, zwłaszcza dzisiaj, kiedy widzieli się pierwszy raz od kilku tygodni. Adam miał krótki urlop, a potem zaangażowały go sprawy zawodowe w siedzibie nPOLTV, dlatego prawie w ogóle nie zaglądał do studia.
Pachniał obłędnie, świeżością i męskim seksapilem. Poczuła to tak wyraźnie, że ugięły się pod nią kolana. W tym momencie potrzebowała obecności swojego szefa jeszcze bardziej niż zwykle. Problemy w każdej dziedzinie jej życia przytłoczyły ją do tego stopnia, że po prostu potrzebowała pobyć w jego pobliżu. Wiedziała, że to jej pomoże. Czuła wszystko na raz – ekscytację, radość, bezpieczeństwo i pożądanie, za które w duchu się ganiła: „Przestań, przecież on ma żonę i córkę!” Ten komentarz w jej głowie szybko jednak ustąpił miejsca poczuciu szczęścia, że Adam w końcu znowu przy niej był. Że mogła na niego patrzeć, rozmawiać i spojrzeć w jego ciemne oczy, które potajemnie kochała. Te emocje w niej miały taką siłę, że na chwilę przygasiły nawet wspomnienie o babci.
– Tak dawno cię nie widziałem czy dzisiaj wyglądasz inaczej niż zwykle? – a jednak jej starania nie poszły na marne. Zauważył. Oczywiście nie mogła przyznać, że ubrała się tak specjalnie dla niego, ale tak właśnie było w rzeczywistości. Tego dnia założyła rzeczy kupione już w Warszawie – jeansowe rurki i luźną koszulę w błękitne pasy z ZARY, którą włożyła do spodni, podkreślając w ten sposób swoją talię osy i kształtną pupę. Jej od lat ulubione trampki zostawiła bez zmian, bo szpilki, na które miała wyjątkowo dużą ochotę, sugerowałyby, że ten dzień jest dla niej szczególnie ważny. I oczywiście był, ale nikt nie musiał o tym poza nią wiedzieć. Swojego codziennego makijażu i fryzury też nie zmieniała, ale ktoś, kto dobrze ją znał, mógł łatwo poznać po jej twarzy, że tego dnia wyglądała naprawdę inaczej. Bo jej twarz i oczy się uśmiechały. Nieśmiało i niewinnie, prawie niedostrzegalnie. Mimo nieprzespanej nocy, mimo problemu z rozliczeniem i mimo sytuacji w domu. Bliskość Adama, a nawet tylko jej perspektywa potrafiła ukoić wszystkie jej bolączki. Eliza ponownie zrozumiała, jak bezpiecznie się czuje przy swoim szefie.
– Ty, Elsa, a co ty rozochocona taka dzisiaj jesteś? Takie przyjemne te faktury w nocy były? – jej stan pobudzenia nie umknął uwagi zawsze czujnej Marcie, która zagadnęła ją w kuchni.
– Nie sprawdziłam wszystkich, nie dałam rady. Skończyłam pracować o 4.00 rano i dzisiaj dopiero dokończę – bała się reakcji Marty, ale musiała powiedzieć jej prawdę.
– Do jutra muszę koniecznie wiedzieć, czy i gdzie jest błąd, Elsa. To nie są żarty – ton Marty nie znosił sprzeciwu, a jej zimne oczy wpijały się w rozpromienioną twarz dziewczyny, gasząc ją w sekundę.
– Tak, wiem – rzeczywistość dała ponownie brutalnie o sobie znać. Dziewczyna wracała korytarzem do biura z zupełnie innym wyrazem twarzy.
– Ale jakaś inna dzisiaj jesteś, jakby weselsza czy coś… Może podzielisz się swoją radością? – krzyknęła za nią jeszcze Marta. Eliza przeraziła się, że jej szefowa mogłaby domyślić się prawdy. Za nic na świecie nie mogła do tego dopuścić. Spaliłaby się ze wstydu, złości i poniżenia, bo Marta z pewnością odarłaby ją z wszelkiej godności na swój własny chory sposób. Chory, bo Eliza miała wrażenie, że jej szefowa tylko szuka w niej punktu, o który mogłaby się zahaczyć, żeby stopniowo ją psychicznie zmiażdżyć. Nie, nie od razu i jednorazowo, ale stopniowo, małymi kroczkami, dzień po dniu, żeby mogła widzieć, jak jej ofiara się wije i żeby móc jeszcze bardziej dokręcać śrubkę.
– To chyba moja nieprzespana noc – odpowiedziała, odwracając się w stronę kuchni. Bardzo starała się, aby jej głos brzmiał zwyczajnie.
– Nieprzespana noc, powiadasz? Oj, nie potrafisz kłamać, dziewczyno – Marta powiedziała te słowa już tylko do siebie. Obiecała sobie za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy. Chciała znać szczegóły z życia swojej podopiecznej, żeby móc wykorzystać je do zbudowania nad nią jeszcze większej przewagi. Póki co nie mogła się do niej przebić i wykrzesać z niej jakichkolwiek informacji. Miała nadzieję, że dzieląc się szczegółami ze swojego życia, wymusi na niej to samo. Na razie bez skutku. Ale poczeka, nigdzie się jej przecież nie spieszy…
Komentarze