czerwiec 23, 2019
FRAGMENT NR 49
2 LATA WCZEŚNIEJ
Drogę do domu odbyły w ciszy. Żadna z nich nie miała siły na jakąkolwiek rozmowę, obie czuły w sercu nieopisaną rozpacz i smutek. Eliza oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy. Próbowała choć na chwilę pomyśleć o czymś innym, ale obraz leżącej w szpitalu babci nie znikał, wręcz na siłę cisnął się do jej wyobraźni. Mama prowadziła jeszcze wolniej niż zwykle. Na ogół włączone w aucie radio teraz również milczało, tylko co jakiś czas słychać było dźwięk włączanego kierunkowskazu i skrzypienia starej skrzyni biegów.
Kiedy dotarły do domu, stół nadal był nakryty, z zimną jajecznicą i niedojedzonymi kanapkami na talerzach. Ojciec siedział przed telewizorem i wyglądał tak, jakby nie zmieniał pozycji, odkąd zostawiły go samego w domu. Igora nadal nie było, przemierzał właśnie szlaki w okolicy z grupą ulubionych kolegów.
– Zaparzę kawy, Elizuś. Dobrze zrobi nam obu – powiedziała mama i nalała wodę do czajnika. Te znajome dźwięki podziałały na Elizę kojąco i jakby wybudziły z letargu.
– Mamo, czy babcia wie, że jest chora? – zapytała cichym głosem.
– Tak, wie, moje dziecko… – kobieta wytarła oczy i wyjęła z szafki dwa kubki. Nasypała do nich kawy i milcząc czekała, aż zagotuje się woda. Eliza cierpliwie czekała na ciąg dalszy odpowiedzi. – Ale nie wie, że jej stan jest aż tak poważny – matka spojrzała jej prosto w oczy. – Nie miałam odwagi jej tego powiedzieć i poprosiłam lekarzy, żeby nie mówili jej, ile czasu jej zostało. Nie chcę widzieć, jak jeszcze bardziej cierpi i nie chcę, żeby się z nami żegnała. Nie zniosłabym tego – głos kobiety się załamał, ale udało się jej nie rozpłakać. Ponownie tylko przetarła oczy i po chwili postawiła na stole obie kawy.
– Tak właśnie myślałam – Eliza wzięła pierwszy łyk i poczuła, jak moc kawy rozchodzi się powoli po każdej części jej ciała. – Nie wiem, jak ty to robisz, mamuś, że nie dajesz jej tego po sobie poznać. Ja bym tak nie potrafiła.
– Wiem, ty jesteś delikatniejsza ode mnie, córciu. Bardziej wrażliwa. Zawsze taka byłaś, choć na zewnątrz tego nie widać…
– A mnie może też byś kawę zrobiła? Czy ja już się nie liczę w tym domu? – z sąsiedniego pokoju dobiegł je nagle donośny głos ojca.
– Liczysz się, liczysz, Mirek. Chciałam ci też zrobić, ale za mało wody wstawiłam. Poczekaj chwilę, zaraz ci przyniosę – Eliza była pod wrażeniem cierpliwości, jaką zawsze wykazywała jej matka w stosunku do ojca, szczególnie w momentach, gdy był dla niej nieprzyjemny albo wręcz chamski.
– A Igor znowu szlaja się z kolegami? Mógłby posiedzieć trochę w domu, bo nie mam do kogo gęby otworzyć… – pretensjonalny ton był nadal słyszalny, nawet zza grubej ściany.
– Ma wrócić niedługo, oglądaj tam sobie – odpowiedziała kobieta, sypiąc kawę do szklanki. Takiej z czerwonym plastikowym uchwytem, jeszcze sprzed dwóch dekad. Ojciec pił kawę tylko z niej.
– Mamo, ojciec zachowuje się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było. Jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. A przecież przyjechałam do domu pierwszy raz po trzech miesiącach, do tego babcia leży tam w takim stanie… – Eliza znowu się rozpłakała. Matka przysiadła się do niej i mocno ją przytuliła.
– Córciu, mówiłam ci już, że ojciec na swój dziwaczny sposób przeżywa to, że odeszłaś z domu. Dlatego tak się teraz zachowuje. Chce ci pokazać, że wcale nie tęskni i nie jest ciekawy tego, co u ciebie. A w rzeczywistości skręca go w środku z tęsknoty i z ciekawości. Martwi się też o babcię, po swojemu jakoś. Taki już jest…
– Ale to takie przykre, chciałam mu tyle opowiedzieć. Przecież w ogóle do mnie nie dzwoni i nic nie wie… – dziewczyna wtuliła się w matkę jeszcze mocniej. Przez głowę przemknęła jej myśl o tym, jak będzie wyglądała jej przyszłość, gdy zostanie kiedyś całkiem sama. Utrata matki to synonim największej z możliwych samotności i wiedziała to już teraz. Przez chorobę babci traciła właśnie bardzo ważną część siebie i jednocześnie bezgranicznie współczuła własnej matce.
– Ja mu czasem co nieco opowiadam, więc najważniejsze wie. Ale co ja poradzę, jak to taki uparciuch jest… – głos mamy był łagodny i kojący. Kobieta kołysała córkę delikatnie i po chwili zaczęła cicho nucić znajomą Elizie piosenkę. Tę chwilę przerwał jednak gwizdek czajnika. Mama, nie przerywając nucenia, wstała i zalała trzy porcje kawy, z których jedną zaniosła do pokoju obok. Eliza od razu poczuła ten znajomy zapach, tak bardzo domowy i tak dziwnie inny niż w Warszawie. Ciężko wstała od stołu i za chwilę wróciła do niego z parującymi kubkami. Spojrzała przez okno na pogrążony w deszczu ogród. „Już teraz tak bardzo mi ciebie brakuje, babciu…” – pomyślała w duchu i cicho się rozpłakała.
Nagle usłyszała dźwięk swojego telefonu. Fragment muzyki z filmu „Mission: Impossible” rozległ się na całą kuchnię. Ten sygnał oznaczał, że może dzwonić do niej tylko jedna osoba. A jeśli dzwoni w jej jedyny wolny weekend, to musiało się coś stać. Suchość w gardle, przyspieszone bicie serca i mokre dłonie – te objawy już dobrze znała.
– Halo Marta? Coś się stało? – zapytała przerażona.
– Elizka, wracam właśnie z nagłego spotkania z księgowością i mamy kurwa problem. W rozliczeniach brakuje prawie trzech koła. Przygotuj się w poniedziałek na noc z fakturami. I ze mną.
A myślała, że tego dnia nic już jej więcej nie zaskoczy…
Komentarze