czerwiec 16, 2019
FRAGMENT NR 46
2 LATA WCZEŚNIEJ
Powrót do Warszawy po weekendzie w Krupkowie był dla Elizy bardzo trudny. Wracała ze łzami w oczach, które tylko siłą woli powstrzymywała, żeby nie rozpłakać się w autokarze. Nie wyjęła nawet małej poduszki, która była prezentem od babci, żeby nie nasilać swoich i tak już ciężkich od smutku emocji. Jechała cały czas w pozycji siedzącej i oglądała na telefonie komedie, jedna po drugiej, żeby choć na chwilę wyłączyć się z myślenia o sytuacji w domu. Dostała od Doroty nie wykorzystywany przez nią dostęp do Netflixa i postanowiła użyć go właśnie w tej chwili. Był późny niedzielny wieczór, kiedy otwierała drzwi mieszkania. Nie zastała swojej przyjaciółki w domu i była jej za to wdzięczna. W przedpokoju zrzuciła z siebie torby, słysząc, jak jeden ze słoików z jedzeniem, które dostała od mamy pęka. Nie bacząc na to, położyła się z impetem na kanapę i w końcu rzewnie rozpłakała. Opłakiwała wszystko, co przeżyła przez ostatnie dwa dni w Krupkowie, bo dosłownie wszystko ją przytłoczyło. Stan leżącej w szpitalu babci, zachowanie ojca i brata, smutek mamy, bojącej się o życie własnej matki i dźwigającej ciężar wszystkich domowych obowiązków, bo Igor tak naprawdę w niczym nie pomagał. Samotność, tęsknota za domem i byciem z rodziną dała o sobie znać z jeszcze większą mocą w obliczu ciężkiej sytuacji z babcią, u której wykryto raka żołądka. Lekarze dawali jej niewielkie szanse i od razu postawili sprawę jasno. Góra trzy miesiące.
Kiedy mama opowiadała jej o tym, nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. To była jej ukochana babcia, najłagodniejsza istota, jaką znała, którą swoją dobrocią mogłaby obdarować całe Krupkowo. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ta straszna choroba wybrała właśnie ją.
– Wiesz, córeczko, ja nie pozwolę babci tak łatwo odejść. Ja wiem, że ona jest ciężko chora i wiem, jaki jej wystawili wyrok, ale nie poddam się. Pojadę z nią do Wrocławia do takiego lekarza, który przyjeżdża tu raz w tygodniu z Niemiec i przyjmuje. On kształcony tam, więc ma pojęcie. A do tego sprowadza jeszcze specjalne leki – w głosie mamy Eliza słyszała determinację i nadzieję. Siedziały przy nie ruszonym jeszcze śniadaniu w małej, skromnej kuchni domu w Krupkowie, która wydała się Elizie w tej sytuacji jeszcze przytulniejsza niż zwykle. Brakowało w niej tylko krzątającej się babci.
– Pewnie droga ta wizyta będzie, mamuś. I lekarstwa też – odpowiedziała, gdy pierwszy szok i płacz minął. Nie miała apetytu, ale nie chciała robić mamie przykrości i na siłę zjadła trochę jajecznicy i jedną z dwóch pięknie przyrządzonych specjalnie dla niej kanapek. Siedziały przy stole same. Ojciec, tak jak zapowiedział, tkwił przed telewizorem i nawet do nich nie zajrzał, a Igor wrócił do domu dopiero wieczorem.
– No drogie to wszystko, córuś, ale wezmę pożyczkę. Już wiem, gdzie i jak – kobieta wydawała się być już bardzo zorientowana w sytuacji, które podyktowało jej niespodziewanie życie. Eliza zazdrościła matce tej siły i uporu. Nigdy nie widziała, żeby poddała się w czymkolwiek bez walki. Do końca walczyła o siebie, swoje dzieci, męża, ich rodzinę. Teraz walczyła o swoją matkę i także tym razem nie spocznie, dopóki nie zrobi wszystkiego, co w jej mocy. Eliza bardzo chciała ją wesprzeć, ale czuła, że to jeszcze nie ten moment. Wiadomość o babci powaliła ją na kolana. Nie była teraz w stanie szukać rozwiązań i skupić się na opcjach działania. Na razie widziała same ciemne strony tej sytuacji.
– Mamo, ja mam jakieś drobne, które udało mi się odłożyć. Niewiele tego jest, kilkaset złotych, ale przywiozłam te pieniądze ze sobą. Weźmiesz je na potrzeby leczenia babci. Zawsze to trochę mniej tego kredytu.
– Zostaw je sobie, Elizuś. Przecież ty też potrzebujesz. Życie w Warszawie jest dużo droższe niż tutaj, a ty musisz sama o siebie zadbać. Już ci mówiłam, że damy radę, a ty myśl o sobie.
Eliza, nie bacząc na słowa matki, wyszła na chwilę z kuchni, po czym wróciła z kopertą. Położyła ją delikatnie na stół.
– Nie ma mowy. Nie zniosłabym myśli, że w żaden sposób wam nie pomagam. Te pieniądze są dla babci – poczuła, jak wraz z tym gestem i słowami wstępuje w nią nowa siła. – Możemy pojechać teraz do szpitala? – zapytała dużo pewniejszym głosem.
Po chwili siedziały w maminym Oplu. Obie milczące i pogrążone w swoich myślach.
Komentarze