czerwiec 9, 2019
FRAGMENT NR 43
2 LATA WCZEŚNIEJ
Do Wrocławia dojechała późnym wieczorem. Mama z Igorem odebrali ją z dworca autobusowego, po czym do Krupkowa wrócili samochodem. Mama jeździła starym Oplem Corsą, który jednak dawał jeszcze radę przemierzać kilometry do Berlina i z powrotem. Kiedy zajechali pod dom, była prawie północ. Na ulicach było ciemno, pusto i głucho, a zapalone światło migotało tylko w oknach pojedynczych domów. „Ależ tu jest inaczej niż tam…” – pomyślała Eliza, gdy jechali przez opustoszałe i pogrążone w nocy miasteczko. Kilkakrotnie wracała z pracy do mieszkania Doroty późnym wieczorem. Zazwyczaj taksówką ze studia, bo służbowy bus o późnej porze już nie kursował. Warszawa o północy błyszczała światłami i żyła dźwiękami nadal wielu aut na ulicach. Miasto chodziło spać dopiero nad ranem, ale wtedy już inna jego część zaczynała swój nowy dzień. I tak na okrągło. Tymczasem Krupkowo o północy już dawno spało, a jeśli nie spało, to układało się do snu. Nikt tu o tej porze nie wychodził z domu, a jedyny dźwięk, który było słychać w okolicy był dźwiękiem ciszy przerywanej szczekaniem lub wyciem lokalnych psów.
– Nareszcie jesteś, córeczko – powiedziała mama jeszcze na dworcu we Wrocławiu, ściskając Elizę najmocniej jak potrafiła i obcałowując ją ze wszystkich stron.
– Nie rób obciachu, mamo. Wszyscy się na nas gapią. A ty, Elizka, druga taka sama. Nie możecie pościskać się w domu? – powitał Elizę młodszy brat.
– Mi też miło cię widzieć – odpowiedziała i poklepała go po ramieniu. O uścisku nie było mowy, a szkoda, bo mimo wszystko tęskniła za tym nastoletnim buntownikiem. Tym bardziej, że przez trzy miesiące do niej nie dzwonił i nie odpisywał na jej wiadomości. – Dlaczego się do mnie nie odzywałeś, Igor? Dzwoniłam i pisałam do ciebie kilka razy.
– A co ty myślisz? Że ja tylko siedzę i czekam, kiedy ty się do mnie odezwiesz? Mam swoje sprawy z chłopakami i nie miałem czasu. Bo ty to zaraz jak się rozgadasz, to końca nie widać. Daj, ja to wezmę – chłopak przejął od niej walizkę, a ona, totalnie zaskoczona, spojrzała na matkę.
– A widzisz, Elizuś, oto pierwsze efekty mojego szkolenia – odpowiedziała dumnie kobieta.
– Jak mi całą drogę tutaj tłuczesz, że mam wziąć od niej torbę, to biorę, nie? Wielka mi rzecz – skwitował Igor.
– Mamuś, ja normalnie nie wierzę, że was widzę. Tak bardzo za wami tęskniłam – tym razem Eliza uścisnęła matkę w połowie drogi na parking, gdzie stał ich Opel.
– A te znowu swoje, masakra! Obściskujcie się dalej, a ja idę do samochodu – chłopak ruszył przed siebie, a obie kobiety zaczęły się śmiać.
– Śmiechy chichy, ale ty widzisz, dziecko, co ja z nim teraz mam? Odkąd wyjechałaś, jest z nim z dnia na dzień coraz gorzej – ton mamy stawał się z każdym słowem poważniejszy. – Jedyną karą, która przynosi skutek jest zablokowanie kieszonkowego albo odebranie telefonu. Tylko to działa. Poza tym wyobraź sobie, że całe wakacje przebimbał z kolegami. W niczym mi nie pomógł, a po każdym powrocie z Niemiec miałam od niego listę życzeń i zażaleń. Rozpuściłaś mi go jak dziadowski bicz. Za dobra dla niego byłaś, dziecko, oj za dobra…. No, ale teraz do domu, szybka kolacja i spać. Ale się cieszę, że przyjechałaś, córeczko.
– A tata jak się czuje, mamo? Czeka w domu na mnie? – Eliza tęskniła też za ojcem, mimo wszystko. I miała nadzieję, że on też tęskni za nią. Chociaż trochę.
– Tata położył się, zanim wyjechaliśmy. Mówił, że go znowu noga boli. No, wsiadaj już do auta na tył. Zaraz trochę tu nagrzeję, bo zimno już w nocy jest, że nie wiem. Igor, zapinaj pasy i patrz ze mną na drogę, żeby nam co zza drzewa nie wyskoczyło…
Komentarze