czerwiec 5, 2019
FRAGMENT NR 41
2 LATA WCZEŚNIEJ
Wrzesień w Warszawie był piękny, inny niż w Krupkowie. Tutaj był żywszy, bardziej jesienny i bardziej słoneczny jednocześnie, a kolory nadchodzącej pory roku prezentowały się na ulicach stolicy wyraziściej. Nie było tu zadumy, nostalgii i smutku, który znała ze swojej rodzinnej miejscowości, kiedy tylko kończyło się lato i nadchodziły chłodniejsze dni. Tu się chciało tą jesienią żyć i ją celebrować. Chciało się pić gorącą herbatę w pięknym kubku, siedząc na parapecie na miękkim kocu, w ciepłym swetrze i puszystych skarpetach. Tak jak to pokazywał Instagram. Na takim obrazku nogi były oczywiście smukłe i zadbane, a włosy niby niedbale upięte do góry. Całości dopełniał full make up no make up i odpowiednia poza. Do tego dobry kadr i tadam – piękna pani jesień prezentowała się zatopiona w swoich przemyśleniach o świecie, na który patrzy przez nieskazitelnie czyste okno.
Eliza jechała właśnie autobusem do pracy i rozmyślała o jesieni, Krupkowie i Instagramie, do którego tutaj zaglądała o dziwo dużo częściej niż w domu. Rozpoczynała właśnie swój trzeci miesiąc życia w stolicy i nadal była nim zachwycona. Czar nie pryskał, a zachwyt nie mijał, mimo toksycznego zachowania Marty, Jacka i jakby nie było Doroty. Każde z nich męczyło ją na swój sposób. Marta i Dorota przez swoje problemy ze sobą i narzucanie ich jej przez codzienny bliski kontakt, a Jacek przez co prawda rzadsze spotkania, ale z podwójnie dużą zawartością trucizny. Jak przywalił, to Eliza dochodziła do siebie przez kilka dni.
A jeszcze nie tak dawno temu była zupełnie gdzie indziej. W Krupkowie z rodziną i na uczelni we Wrocławiu z koleżankami. W ciągu dnia studiowała albo zajmowała się domem, a nocami przygotowywała się do egzaminów końcowych. Wszystkie po kolei zaliczała, innej opcji nie było. Od zawsze mogła liczyć na pomoc koleżanek, które czasami odhaczały jej nazwisko na liście obecności, a potem bez problemu udostępniały jej swoje notatki. Do Wrocławia musiała dojeżdżać codziennie prawie 30 kilometrów w jedną stronę. Podróż pociągiem też zawsze wykorzystywała na naukę. Tymczasem w domu do ogarnięcia były zupełnie inne sprawy. Robiła zakupy, gotowała, prała, sprzątała, usługiwała ojcu, pilnowała Igora, żeby odrabiał lekcje, a potem mu te lekcje sprawdzała. Odkąd mama zaczęła wyjeżdżać do Niemiec, obowiązków jej nie brakowało, a mimo to zdecydowała się na dwa kierunki studiów.
Tak naprawdę to właśnie dzięki tym domowym obowiązkom była w stanie wytrwać jako studentka, bo dom i rodzina dawały jej poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, mimo harówki, którą na co dzień uprawiała. Jednocześnie studia i nauka dostarczały jej niezbędnego dystansu do problemów w domu. Wiedziała, że obie te dziedziny były jej potrzebne, żeby w obu podołać. Była pewna, że w żadnej nie dałaby rady wytrwać, gdyby nie miała tej drugiej. Czuła jednak, że przez nawał pracy traci najpiękniejsze lata swojego życia. Nie miała czasu na przyjaźnie, związki, imprezy i studenckie życie. Uchodziła za outsiderkę, co prawda dość lubianą, jednak nie do końca rozumianą. Pogodziła się z tym już na początku, zdając sobie sprawę, że nie wszyscy rówieśnicy akceptują sposób, w jaki żyje.
Studiowała ważniejszą dla niej germanistykę i mniej ważną ekonomię – kierunek, z którego absolutorium udało jej się mimo wszystko zaliczyć na całkiem dobrych ocenach. Mama i babcia wielokrotnie jej powtarzały, że są z niej bardzo dumne. Od ojca nigdy nie usłyszała pochwały ani innego dobrego słowa. Wiedziała, że toleruje jej studia, ale wolałby, żeby wyszła za mąż i założyła rodzinę. Nawet miał dla niej przewidzianego kandydata na męża. Przebąkiwał coś czasami, niby podpytywał, zaprosił go nawet bez jej wiedzy do domu na wódkę. Na szczęście tego dnia wróciła z uczelni najpóźniejszym pociągiem, bo długo uczyła się w bibliotece i kiedy wróciła, gościa już nie było, a ojciec spał oparty głową na kuchennym stole. Następnego dnia musiała wysłuchać jego wyrzutów i złorzeczeń, po których powiedziała mu, że nie wyjdzie za mąż, bo zamierza skończyć studia i znaleźć pracę. Ukarał ją milczeniem i ignorancją przez kolejnych kilka dni.
Studenckie lata mijały, a ona czuła, jak stopniowo ulatują z niej siły i energia. Jedyne, o czym marzyła wieczorem, to ciepły prysznic i pościelone łóżko. Owszem, chciała chodzić do kina, na koncerty i randki, ale póki co musiała te sprawy odłożyć. Obiecała sobie, że na „po studiach”, czyli teraz. Ale to teraz nie wyglądało wcale inaczej. Poza wyjściem z Dorotą do kina, nadal nie miała czasu na resztę. Poza tym nie chciała randek, bo kochała się w Adamie, a on w tej kategorii odpadał. O koncertach nawet nie miała chwili pomyśleć, a znajdowała się przecież w miejscu, w którym ciągle ktoś gdzieś grał i występował. Czyżby zmarnowała najlepsze lata swojego życia? Czy tak wygląda etap „po studiach”? Czy to normalne, że wolnego czasu jest jeszcze mniej?
Praca magisterska z germanistyki była właściwie już gotowa, a ta z ekonomii jeszcze w powijakach i w planie do napisania podczas wakacji. Eliza przełożyła termin złożenia obu prac z czerwca na wrzesień. Właśnie zbliżał się deadline, a ona nie tknęła ani jednej, ani drugiej. „Chciałaś, to masz. A teraz kombinuj!” – skarciła się w duchu, wysiadła z autobusu i ruszyła w kierunku budynku stacji nPOLTV. Teraz tutaj właśnie rozgrywało się całe jej życie.
Komentarze