maj 21, 2019

FRAGMENT NR 35
OBECNIE
Mateusz. Ile czasu już bez niego wytrzymała? Zdecydowanie pobiła swój rekord. Powinna chociaż odpisać na jego smsy, dać znać, że żyje. On na pewno czekał na jej wiadomość albo telefon. Zawsze bardzo przeżywał ich kryzysy. Nigdy nie zmuszał jej do kontaktu, nie wywierał presji i nie szantażował emocjonalnie. Po prostu czekał. Tak na pewno było i teraz.
„Hej, jeśli masz dziś wolny wieczór, to zadzwonię i porozmawiamy. E.” – wiadomość była w drodze do Mateusza, podczas gdy Eliza wróciła do przygotowywania raportu dla Adama z mijającego tygodnia pracy. Kiedyś lubiła to robić, bo dzięki temu wyraźnie widziała, jak intensywnie pracowała i jak dużo się uczyła. Dzisiaj, po 2 latach harówki, nie mogła uwierzyć, że wzięła na swoje barki tak wiele obowiązków. Jeszcze bardziej nie mogła uwierzyć w to, że je wszystkie wypełniała.
Dzisiaj pracowała w siedzibie stacji i do domu dojechała dość szybko, zahaczając po drodze o Biedronkę. Jej lodówka nieustannie świeciła pustkami i Eliza chciała chociaż zrobić wrażenie, że z niej korzysta. Dla lepszego samopoczucia. Coraz gorzej znosiła powroty do pustego i zimnego mieszkania, w którym tak naprawdę tylko nocowała. Obiecała sobie bardziej o nie zadbać. Kupić nowe kwiaty, kilka lampek i nowych świeczek, może zmienić coś w dodatkach. Robić regularnie zakupy spożywcze i częściej sprzątać. Otoczenie od zawsze miało duży wpływ na jej samopoczucie i po prostu musiała znaleźć czas, żeby się nim zająć. I otoczeniem, i samopoczuciem.
Kiedy wieczorem, czekając na sygnał od Mateusza siedziała w wannie pełnej mięciutkiej piany, bardzo starała się ignorować dźwięki przychodzących na telefon emaili. To mogły być tylko wiadomości służbowe, prywatne przychodziły na inną skrzynkę i odbierała je wyłącznie na komputerze. Telefonu całkiem wyciszyć nie mogła, tak więc czekała w towarzystwie drażniącego pikania, które co chwilę wytrącało ją z przemyśleń.
Przygotowywała się do mającej lada chwila nastąpić rozmowy. Mimo odprężającej atmosfery, którą sobie celowo zorganizowała, zżerał ją stres. Czuła niepokój, nawet lęk, a przede wszystkim niepewność. Nie tylko w związku z kryzysem, przez jaki ponownie ona i Mateusz przechodzili, ale przede wszystkim w związku samej ze sobą. Nadal nie była pewna, czy jest w stanie znosić podwójne życie Mateusza… „Jestem” – sms tej treści przerwał jej rozmyślania.
– Cześć. Co słychać? – zapytała, gdy odebrał po pierwszym sygnale.
– Cześć. Ostatnio słabo, bo cię nie mam… – odpowiedział swoim charakterystycznym, lektorskim wręcz głosem, który przyprawiał ją o gęsią skórkę. Szczególnie, gdy za nim mocno tęskniła, tak jak teraz.
– U mnie też nie najlepiej, jeśli cię to pocieszy – odpowiedziała, bardzo starając się o obojętny ton.
– Pocieszy, jeśli oznacza, że za mną tęsknisz – że też zawsze musiał trafić w punkt i rozbrajać ją na samym początku. Nie znosiła tego i kochała zarazem. Cały Mateusz. Matko, jak go jej brakowało…
– Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam – Eliza próbowała spowolnić tempo tej rozmowy.
– Staram się rozumieć. Nie chcę przypierać cię do muru, wiem, że sytuacja jest dla ciebie bardzo trudna… – słyszała te słowa za każdym razem, po każdej jednej kłótni. Znała je już właściwie na pamięć. Mimo to chciała je usłyszeć ponownie. A przede wszystkim to, co się za tymi słowami kryło. Zrozumienie, tęsknota i miłość.
– Mega trudna sytuacja, Mateusz, trudniejsza niż byłam to w stanie przewidzieć – przyznała to chyba po raz pierwszy tak otwarcie. Poczuła coś w rodzaju ulgi. Niewielkiej, ale jednak. – Ja naprawdę nie chcę z nikim konkurować i mieć cię za wszelką cenę tylko dla siebie. Wielokrotnie wczuwałam się w różne wasze sytuacje i postępowałabym tak samo jak ty. Ale wiesz doskonale, że pewne akcje to totalna przeginka i przede wszystkim manipulacja, której ty się poddajesz – ciągnęła dalej spokojnym tonem, mimo że niechcący, po raz kolejny, wyartykułowała zarzut. A tak bardzo chciała tego uniknąć.
– Eliza, to mój syn, który mnie potrzebuje. Nie mogę i nie potrafię inaczej. On jest częścią mojego życia i to się nigdy nie zmieni… – nie pozwoliła mu dokończyć.
– Tak, wiem. Znam to już na pamięć. Darujmy to sobie po raz kolejny, proszę. Jest, jak jest i musimy coś z tym zrobić – powiedziała nieco ostrzej niż chciała.
– Co zrobić? Co masz na myśli? – wyczuła zmęczenie w jego głosie i wiedziała, że nie wynika ono z długiego dnia pracy.
– No właśnie nie wiem do cholery. Bujam się z tym od tygodni i po prostu nie wiem – poczuła łzy na swoich policzkach, ale chciała mówić dalej. – Wiem, że powinniśmy to zakończyć, bo tak nie da się żyć. Ani ty tak długo nie pociągniesz, ani tym bardziej ja. Nie mam już siły funkcjonować w takim napięciu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na każdy dźwięk twojego telefonu dostaję drgawek, a kiedy nagle wychodzisz, czuję się jak najgorsza suka, która odbiera komuś ojca…
– To nie tak, nie możesz tak myśleć. Przerabialiśmy to już przecież wiele razy – tym razem to Mateusz jej przerwał. – Nie płacz, kochanie, bo ciężko mi to znieść na odległość. Tak bardzo chciałbym cię teraz przytulić i ukochać, żebyś wiedziała, jaka jesteś dla mnie ważna…
– To przytul i ukochaj. Jestem w domu – odpowiedziała cicho, jakby tylko czekała na te słowa.
Ta noc była pełna stęsknionej miłości i czułych gestów dwojga kochających się ludzi. Nie przerwał jej żaden dźwięk z telefonu Mateusza. Eliza, pierwszy raz od tygodni, spała spokojnie, choć krótko. Zasypiając wiedziała, że równie krótko potrwa jej spokój.
Komentarze