kwiecień 14, 2019

FRAGMENT NR 19
2 LATA WCZEŚNIEJ
Na pierwszy rzut oka nie było widać, aby w mieszkaniu Doroty mieszkały dwie osoby. W łazience na drzwiach wisiał jeden ręcznik i jeden szlafrok. W kuchni w zlewie leżał jeden talerz i jedna szklanka, które Dorota zostawiła zapewne w pośpiechu po swoim śniadaniu. W przedpokoju stała jedna para bladoróżowych kapci i dwie pary innych damskich butów. Na stoliku w salonie leżała książka Grocholi i kilka kobiecych czasopism. „Może ta druga osoba bywa tu tylko czasami?” – pomyślała Eliza. „A skoro ma swoją szczoteczkę do zębów, to tu nocuje… A skoro nocuje, to może to być mężczyzna…” – dedukowała dalej.
W licznych rozmowach, które prowadziły ostatnio telefonicznie, Dorota ani razu nie wspomniała, że z kimś się spotyka. Wręcz przeciwnie, zawsze sugerowała, że ze wszystkim musi sobie w Warszawie radzić sama, bo jest singielką. Może to jakaś świeża znajomość, o której po prostu jeszcze nie chciała nikomu mówić? A może to luźny związek, do którego nie chciała się przyznać przed przyjaciółką z rodzinnego miasteczka, w którym plotki rozchodziły się z prędkością światła? Chociaż w sumie jej, Elizie, powinna ufać i wiedzieć, że nikomu nie zdradziłaby takiego sekretu… Póki co jednak pozostawały tylko domysły i nadzieja, że Dorota sama zagai ten temat. Bo warto byłoby wiedzieć, czy od przyszłego tygodnia będą mieszkać tylko we dwie czy z kimś jeszcze. Szczególnie, że w grę wchodził tak mały metraż mieszkania…
Z tą myślą Eliza zasnęła na kanapie i obudził ją dopiero dźwięk kluczy przekręcanych w drzwiach. Spojrzała na komórkę, była prawie 21.00. „Nieźle pracuje się w tej w stolicy” – pomyślała.
– Obudziłam cię? – zapytała Dorota, zaglądając do pokoju.
– Spoko, nic się nie stało. I tak powinnam wstać ze dwie godziny temu. Nie zasnę w nocy – odpowiedziała, ziewając Eliza.
– Zaśniesz, zaśniesz. Masz trochę do nadrobienia – Dorota weszła od razu do kuchni. Zaczęła rozpakowywać zakupy i zajrzała do lodówki. – Ej, Elizka, ale ty nic nie zjadłaś. Przygotowałam tu wszystko specjalnie dla ciebie, ale widzę, że nic nietknięte. Teraz dokupiłam świeże pieczywo i winko dla nas – Dorota wyciągnęła z reklamówki butelkę białego Carlo Rossi.
– Zjadłam mega duży obiad w pobliskiej restauracji i przy okazji przyniosłam ci stamtąd kawałek pysznego sernika. A potem marzyłam już tylko o tym, żeby się położyć. Ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Będzie więcej na jutro – Eliza czuła się dobrze zaopiekowana przez Dorotę. Przypomniały jej się czasy z dzieciństwa, kiedy przyjaciółka pomagała jej czasem w lekcjach albo pożyczała książki, które sama przeczytała. Fajnie było mieć taką przybraną starszą siostrę. Tym bardziej, że od zawsze marzyła o starszym rodzeństwie, mając dużo młodszego, niezbyt posłusznego brata, który był pupilkiem całej rodziny.
– Zaraz przygotuję jakąś kolację i wszystko na spokojnie mi opowiesz. Ale pycha ten sernik – Dorota spróbowała kawałek i mówiła dalej. – Dzisiaj cała firma trąbiła o tym, że do stacji przyjechało pogotowie na sygnale…
– O matko, naprawdę? Nie spodziewałam się, że to będzie aż taka sensacja – przerwała jej zaskoczona Eliza.
– Kochana, przyzwyczajaj się powoli. A raczej szybko. Takie informacje roznoszą się w tym środowisku jeszcze prędzej niż w Krupkowie i nie muszę dodawać, że na końcu głuchego telefonu usłyszysz totalną bzdurę, którą wszyscy żyją przez kilka dni. Masz ochotę na herbatę? – Dorota zaczęła robić kanapki, a Eliza kiwnęła twierdząco głową, wracając myślami do dzisiejszego ranka. Była bardzo ciekawa ciągu dalszego opowieści Doroty, a jednocześnie bała się go usłyszeć. – Jedna z dzisiejszych wersji mówi na przykład, że karetka wywiozła konającego rekruta, który zmarł potem w szpitalu na zawał – kontynuowała Dorota. – Był ponoć nawet ktoś, kto widział, jak wynoszono go na noszach. Inna wersja mówiła o ataku serca szefa stacji, który akurat dzisiaj był w biurze i spotkał się z potencjalnymi inwestorami. Bo inna plotka głosi, że stacja tonie w długach i większość udziałów ma być wykupiona przez kogoś z zagranicy. Także luz, o tobie personalnie nie było mowy. I o mnie na szczęście też nie, choć jak przyjdzie co do czego, to dziewczyna z recepcji może skojarzyć, że to ja dodałam twoje nazwisko do listy rekrutacyjnej. Ale tym będziemy przejmować się później, jak już zaczniesz pracować. Albo i nie będziemy się przejmować, bo tak naprawdę nie ma czym. Wpisanie na listę nazwiska przyjaciółki to nie to samo co zrobienie laski szefowi programowemu, żeby przyjął cię do pracy. Wstydu nie ma. A jak będą pytać, to powiem prawdę. Choć pewnie i tak nie uwierzą, więc tym bardziej nie ma to znaczenia – zakończyła swój wywód Dorota, stawiając kanapki i wino na stoliku przy kanapie. Eliza przyniosła z kuchni dwa kubki parującej herbaty, na którą odczuła nagłe zapotrzebowanie.
Odetchnęła z ulgą, bo obawiała się tej rozmowy. Bała się, że Dorota może mieć do niej pretensje i zaatakuje ją wyrzutami o zafundowanie wszystkim takiego pośmiewiska. Tymczasem jej przyjaciółka zdążyła chyba ochłonąć przez resztę dnia i wydawała się podchodzić do całej sprawy bardzo na luzie.
– A teraz częstuj się i opowiadaj, co się tam dokładnie wydarzyło i dlaczego Dralski po tym wszystkim cię zatrudnił – powiedziała do Elizy, wypijając przy tym jednym haustem prawie cały kieliszek.
Komentarze