kwiecień 12, 2019
FRAGMENT NR 18
2 LATA WCZEŚNIEJ
Z parku poszła do jednej z pobliskich knajpek. Dwie kanapki od dwudziestu czterech godzin to jednak zdecydowanie za mało. Zjadła parującą jeszcze pyszną pomidorówkę i już mniej pysznego kotleta z frytkami i zestawem surówek. Wypiła potem kawę i skusiła się na kawałek sernika. W jej przypadku było to szaleństwo, jeśli chodzi o finanse. Jadanie w restauracjach i warszawskie ceny należały w jej pojęciu do innego świata. Kupiła jednak jeszcze kawałek ciasta na wynos dla Doroty. Chciała się chociaż w ten sposób odwdzięczyć za jej pomoc. Gdyby nie Dorota, nigdy nie dowiedziałaby się o castingu i nigdy nie przesłałaby swojego CV. To Dorota też pomogła jej odpowiednio je napisać. A list motywacyjny tworzyły razem przez telefon. Jakby nie było, Dorota miała dużo większe doświadczenie zawodowe i lepiej wiedziała, jak takie ważne dokumenty formułować. Więcej zrobić nie mogła, ale okazało się, że tyle wystarczyło, żeby Eliza mogła przejść do drugiego etapu, czyli rozmowy w nPOLTV, choć w jej przypadku trudno było nazwać to spotkanie rozmową. Tak czy siak, wymarzoną pracę dostała i będzie za to wdzięczna Dorocie do końca życia. Tym bardziej, że przez jakiś czas będzie jeszcze u niej mieszkać, zanim znajdzie coś dla siebie. Dorota zaproponowała to od razu, jak tylko wysłały pierwszego emaila. Po jej dzisiejszej reakcji sądząc, nie spodziewała się, że stanie się to faktem, jednak do tej pory kilka razy zapewniała młodszą przyjaciółkę, że ugości ją u siebie tak długo, jak będzie potrzeba. „Dług wdzięczności jak stąd do Krupkowa” – pomyślała Eliza w duchu, kiedy wchodziła po starych schodach kamienicy.
Klatka schodowa była dość zniszczona, ale czysta, choć Eliza od razu wyczuła specyficzny zapach środków czystości. Podobnych używała jej babcia. Osoba sprzątająca to miejsce używała zapewne takich samych, rodem z PRL-u. Im wyżej szła skrzypiącymi przy każdym kroku schodami, tym bardziej czuła tę drażniącą nozdrza, nieprzyjemną woń. Trzecie, czyli przedostatnie piętro, mieszkanie numer 216. Jest. Ustaliła wcześniej z Dorotą, że klucze będą czekały na nią pod wycieraczką. Wyciągnęła je stamtąd i otworzyła wysokie brązowe drzwi. Weszła do środka cicho i ostrożnie, jakby wchodziła do kościoła. W pewnym sensie to miejsce też było dla niej święte, bo miało stać się jej domem, a poza tym mieszkała w nim jej przyjaciółka, która oto właśnie wprowadziła ją do wielkiego świata. Obie o nim marzyły i teraz obie będą do niego należały. Co prawda wyobrażały sobie wielkie apartamenty i luksusowe wnętrza, jednak taka wersja lokalu była dla nich obu jak najbardziej do przyjęcia. Nie wymagały i nie potrzebowały wiele. Były wychowane w skromnych warunkach i takie właśnie były im dużo bliższe.
Od razu wysłała Dorocie krótką wiadomość, że jest już na miejscu i że spokojnie czeka na jej powrót. Po chwili odczytała odpowiedź: „Rozgość się i spróbuj odpocząć”. Usiadła na kanapie w niewielkim saloniku połączonym z jeszcze mniejszą kuchnią. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że poza łazienką i przedpokojem w mieszkaniu nie było żadnych innych pomieszczeń. Oszacowała metraż lokalu na maksimum 35 metrów kwadratowych i uznała, że jest optymalny dla jednego lokatora. We dwie może być ciasno.
Oprócz beżowej nie najnowszej kanapy i małego drewnianego stolika z Ikei w jedynym pokoju w tym mieszkaniu stał brązowy kredens ze szklanymi przesuwanymi szybami. Podobny miał ktoś kiedyś w jej rodzinie, ale teraz nie pamiętała, kto. Na więcej mebli nie było tu miejsca. Szafa na ubrania z lustrem znajdowała się w przedpokoju, w którym teraz dopiero odnotowała drewnianą boazerię i pawlacze, a stół z czterema bardzo różnymi krzesłami stał pomiędzy pokojem a kuchnią. Krzesła pochodziły ewidentnie z różnych epok i w ogóle do siebie nie pasowały. Meble kuchenne były czerwone, a na podłodze leżał brązowy chodnik, którego wzór w romby był już prawie niewidoczny. W oczy rzuciły jej się drzwiczki od szafki pod zlewem, które wisiały krzywo na jednym zawiasie i błagały o ratunek. Zmęczonym wzrokiem zarejestrowała jeszcze suszarkę na naczynia, biały elektryczny czajnik i ścierkę w kwiaty zawieszoną przy piekarniku. Tłem dla całego obrazu był dość głośny dźwięk stojącej przy oknie lodówki. Włączał się od czasu do czasu, po czym po chwili cichł, tak jakby chciał zasygnalizować swoją obecność.
Eliza westchnęła i otworzyła walizkę. Musiała przebrać się w coś luźniejszego. Biała sztywna bluzka i obcasy dawały jej się po całym dniu we znaki. Nie była przyzwyczajona do noszenia takich ubrań, w jej szafie dominowały spodnie, koszulki, swetry i trampki. W swoim domowym dresie od razu poczuła się dużo lepiej. Miała zamiar skorzystać z rady Doroty i położyć się na kanapie, bo zmęczenie dopadało ją z każdą minutą coraz bardziej. Musiała prawie walczyć ze sobą, żeby utrzymać otwarte oczy. Jeszcze tylko umyje ręce i wreszcie się położy.
Kiedy weszła do łazienki, jej wzrok przykuły dwie szczoteczki do zębów, które stały w kubku na zlewie. Czyżby Dorota przygotowała jedną dla niej? Nie, od razu było widać, że żadna z nich nie była nowa. A może obie należały do Doroty? „Nie, bez sensu, kto używa dwóch szczoteczek jednocześnie?” – szybko sama sobie odpowiedziała. Ale skoro żadna szczoteczka nie była dla niej i tylko jedna należała do Doroty, to wniosek nasuwał się sam. W tym mieszkaniu mieszkał ktoś jeszcze…
Komentarze