grudzień 7, 2019
FRAGMENT NR 106
2 LATA WCZEŚNIEJ
Eliza zdecydowała wykorzystać możliwość, którą zapewnił jej Adam i spędzić ten dzień na obserwacji. Uznała, że będzie to dla niej równie ważne zawodowe doświadczenie jak aktywna praca na planie. Mogła spokojnie patrzeć na to, co działo się w studio i obserwować reakcje poszczególnych członków ekipy. Obecność Daniela była tym bardziej pomocna, że chętnie komentował różne wydarzenia, a miał przecież w branży dużo więcej doświadczenia niż ona. Cieszyła się w duchu na najbliższe godziny, czując, jak powoli schodzi z niej poranny stres. Oddalała od siebie myśli o Krupkowie i starała sie poświęcić całą uwagę temu, co właśnie działo się przed jej oczami.
Z kubkami parującej kawy w dłoniach usiedli na jej prośbę w jednym z najbardziej niepozornych kątów hali, tak aby nikomu nie przeszkadzać, a jednocześnie mieć po prostu święty spokój. Lubili swoje towarzystwo, co potwierdził wspólnie spędzony poranek, więc oboje z ciekawością, ekscytacją i w miarę upływu godzin także ulgą przyglądali się nagraniu i jego uczestnikom. Szczególnie Eliza mogła odetchnąć z ulgą, bo podczas realizacji pierwszego odcinka „Rajskiego wesela” wydarzyło się naprawdę wiele, szczególnie tych nieplanowanych akcji, a co za tym idzie, również interwencji. I gdyby występowała dzisiaj w swojej zawodowej roli asystentki Marty i Adama, miałaby ręce pełne roboty, choć to właściwie za mało powiedziane. Nie wiedziałaby tak naprawdę, w co najpierw te ręce włożyć, bo wiele spraw działo się jednocześnie.
Zaczęło się od awantury pomiędzy prowadzącymi, którą ponoć jeszcze w pierwszej godzinie obecności w studio, a więc przed przybyciem Elizy, Marczewscy przenieśli z garderoby na plan. Z ust Barbary padły rzekomo niecenzuralne słowa i wyzwiska, a z jej jeszcze na szczęście nie pomalowanych oczu polało się morze łez – prawdziwych, nie tych sztucznych, na których wywołanie była przygotowana charakteryzatorka. Było przecież możliwe, że do programu będzie potrzebne ujęcie wzruszonej widokiem dwójki nowożeńców prowadzącej. Z krótkiej acz treściwej relacji redakcyjnej koleżanki odpowiedzialnej za scenariusz do pierwszego odcinka programu wynikało, że pani prowadząca zrobiła mężowi scenę zazdrości, na którą on zareagował o dziwo stoickim spokojem. Kiedy próbę załagodzenia sytuacji podjął w końcu reżyser Krzysztof, okazała się ona tak skuteczna, że Barbara ostentacyjnie do końca dnia nie odezwała się już ani słowem, a jedynym tekstem, który wypowiadały jej mocno powiększone usta był tekst scenariusza.
Był to jednak dopiero początek pozascenariuszowych przygód, bo już pierwsza konkurencja programu, czyli tor przeszkód, okazała się być dosłownie przeszkodą w realizacji pierwszego odcinka „Rajskiego wesela”. Podczas wspinania się po specjalnie przygotowanej ściance jedna z potencjalnych przyszłych żon zwichnęła sobie rękę i nagranie musiało zostać przerwane. Młoda kobieta nie tylko opadła z sił i wiła się, dość aktorsko, z bólu, od razu wspominając o odszkodowaniu, ale jeszcze dodatkowo zapowiedziała, że ma dość nagrania i niczego więcej nie zrobi, bo boi się, że „się tu połamie”. Na szczęście było to ostatnie sportowe wyzwanie przed kolejnym etapem konkurencji, czyli testem wiedzy, choć w trzeciej części programu zaplanowany był występ na scenie i w przypadku tej pary miał być to taniec. Opatrzenie ręki i przekonanie kobiety do kontynuacji konkurencji, a więc i nagrania, zajęło reżyserowi i wspomnianej redaktorce prawie dwie godziny, podczas których publiczność, jak i inni uczestnicy zdążyli się już konkretnie znudzić, zastanawiając się, czy ciąg dalszy w ogóle się odbędzie. Swoim rozważaniom dawali początkowo wyraz, siedząc grzecznie w studio, było w nim jednak tak gorąco, że większość rozproszyła się po chwili na zewnątrz i tam kontynuowała swoje dywagacje. Dopiero przyspieszony czasowo catering poprawił nieco humor obecnych, a zaserwowany na zachętę pierwszego dnia łosoś rozładował ogólne napięcie. Szarlotka na ciepło przyjęła się na dokładkę tak pysznie i miło, że publiczność zamarzyła już tylko o tym, żeby ponownie zasiąść na swoich miejscach. Zaraz pojawił się jednak skutek uboczny przedłużającego się dnia nagraniowego w postaci kilkukrotnej interwencji reżysera, a więc i przerw w nagraniu, w których zmęczony głos Krzysztofa apelował przez megafon do publiczności o wybudzenie się z drzemki. Tylko z grzeczności nie wskazywał konkretnych osób, którym ewidentnie ciężko było utrzymać stan pobudzenia, a tym bardziej zainteresowania…
Eliza przyglądała się temu, momentami nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę. Przeszło jej przez myśl, że bardziej interesujący od samego pierwszego odcinka mógł być program z kulis jego powstawania. I owszem, na planie była dodatkowa kamera i reporter, których celem było nagranie relacji, jednak, jak wyjaśnił jej Daniel, stacja nigdy nie pokaże kłótni, wypadków, drzemek i chaosu. Relacja z planu ma budować dobry wizerunek programu, a nie go na starcie pogrążać. „Taki tiwilajf” – zakończył swój wywód słynnym już powiedzeniem Marty…
Komentarze