listopad 1, 2019

FRAGMENT NR 96
2 LATA WCZEŚNIEJ
Z płaczu wyrwał ją wibrujący w jej kieszeni telefon. Zanim zdążyła odebrać, połączenie zostało przerwane. To Dorota próbowała się do niej dodzwonić, najwyraźniej spanikowana jej nieobecnością, sądząc po treści smsów, które jej wcześniej wysłała. Eliza dopiero teraz je odczytała, po czym oddzwoniła do przyjaciółki.
– Elizka, gdzie ty się do cholery podziewasz? – przyjaciółka ewidentnie się o nią martwiła i dawała temu konkretny wyraz.
– Niedługo będę – był to ledwie słyszalny szept. W strugach deszczu Dorota by go nie usłyszała, ale teraz niebo było spokojne.
– Matko święta, co się dzieje? – z poprzedniego tonu nic nie pozostało. Pałeczkę przejął niepokój, wręcz strach.
– Babcia właśnie umiera – po tych słowach Eliza się rozłączyła. Chciała być sama, zostawiona w spokoju, żeby móc przetrawić szok. W tej chwili nie chciała dzwonić nawet do mamy. Nadal klęczała na mokrej ziemi, choć z jej oczu nie popłynęła już żadna łza. Chyba ich już w sobie nie miała. Czuła bezbrzeżną pustkę, jakby ktoś dosłownie wyrwał jej serce. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić, ale zbyt wielu opcji niestety nie miała. Musiała wrócić do mieszkania i stanąć twarzą twarz z Dawidem. Co za ironia losu… W takiej chwili, po latach niewidzenia, była zdana na jego bliską obecność. Zbyt bliską w normalnych okolicznościach, nie mówiąc o tym, co działo się w tej chwili. On tam był i czekał na jej powrót. Miała nadzieję, że przez wzgląd na sytuację nie będzie zadręczał ją pytaniami i rozmową na siłę. Chciała jak najszybciej móc się położyć, ale najpierw musiała wziąć gorący prysznic i wypić coś rozgrzewającego, jeśli w ogóle była jeszcze opcja przebrnięcia przez następne dni w pełnym zdrowiu, fizycznym i psychicznym.
Ruszyła w końcu wolnym krokiem w kierunku mieszkania, ściągając spojrzenia przechodniów. Cała jej postawa wyrażała nieopisany smutek, a ściekająca z niej woda potęgowała wrażenie żalu i rozpaczy, które opanowały całą jej duszę. Kilka osób zatrzymało się z pytaniem, czy mogą jej pomóc, ale za każdym razem odpowiadała: „Nie, dziękuję”, nawet się nie zatrzymując.
Kiedy dotarła na miejsce, drzwi otworzyła jej Dorota. Na jej widok otworzyła szeroko oczy, ale nic nie powiedziała. Zaprowadziła ją prosto do łazienki i pomogła jej wziąć prysznic, rzucając hasło Dawidowi, żeby zaparzył zioła. Cały czas była przy niej i nie spuszczała jej z oka. Po kilku minutach, po których cała łazienka zaparowała, wytarła ją delikatnie i pomogła przebrać się w piżamę i szlafrok. Potem zaprowadziła ją na pościeloną już kanapę i podała jej do wypicia parujący napar. W mieszkaniu panowała cisza, paliła się tylko jedna lampka w rogu pokoju. Dawid siedział w kuchni po ciemku. Nie widziała jego twarzy i tak naprawdę wcale nie chciała widzieć. Było jej obojętne, czy ją obserwuje. Chciała przestać być, rozpłynąć się, rzucić się w głęboką otchłań snu i wybudzić się z niego dopiero wtedy, jak cały ból minie. Bo mimo odczuwanej w tej chwili pustki wiedziała, że on powróci i ze zdwojoną siłą ponownie ją zaatakuje.
Kiedy w milczeniu wypiła kilka łyków, po mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu Doroty. Usłyszała przyciszony głos przyjaciółki, która celowo wyszła do łazienki. Po kilku sekundach wróciła do Elizy.
– To twoja mama. Nie mogła się do Ciebie dodzwonić… – Dorota miała łzy oczach, kiedy przekazywała jej telefon.
– Już jej nie ma, mamo, prawda? – powiedziała szeptem Eliza, po czym po krótkiej odpowiedzi z drugiej strony oddała przyjaciółce telefon i położyła się do łóżka, prawie w całości się przykrywając. Dorota usiadła przy niej i mocno się do niej przytuliła, nie powstrzymując płaczu. Dawid wstał od stołu, chwycił kurtkę i wyszedł na zewnątrz.
Komentarze