październik 16, 2019
FRAGMENT NR 91
2 LATA WCZEŚNIEJ
Był wtorkowy wieczór, kiedy Eliza wróciła do domu po długim dniu pracy i zadzwoniła do mamy.
– Elizuś kochana, babcia czuje się coraz lepiej, jutro ją wypisują. Ma coraz większy apetyt i dogadzam jej jak tylko mogę. Przy okazji ogarniam domowe podwórko, bo sama wiesz, jak to tu wygląda po mojej nieobecności… – radość w głosie mamy rozpoznałaby na końcu świata. Dobrze było słyszeć jej głos, tak inny niż jeszcze kilka dni temu.
– Nawet nie wiesz, mamuś, jak się cieszę. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu was zobaczę – odpowiedziała szczerze.
– A kiedy przyjedziesz?
– Jak tylko będę mogła się stąd wyrwać, a będzie to pewnie… nie w ten, tylko w kolejny weekend – też nie kryła już swojej radości i ekscytacji. Nie rozmawiała jeszcze co prawda z Martą, ale miała już przecież pozwolenie Adama.
– Ojej, córeczko, to co ty nic mi od razu nie mówisz? Odprawimy święto jak się patrzy! Babcia, ty i my wszyscy. Ojca udobrucham, Igora zmuszę do siedzenia w domu i miło spędzimy czas. Narobię tyle pierogów, że hej! – głos mamy brzmiał teraz jeszcze radośniej. Eliza nie pamiętała jej w stanie takiej euforii.
– Z ojcem może być trudno, więc nie nastawiam się na to, że będzie tylko miło – wspomnienie ostatniego pobytu w domu nadal ją bolało. Obojętność, a raczej ignorancja ojca kłuły ją w sam środek serca za każdym razem, gdy wracała myślami do domu.
– Nie przejmuj się tym, moje dziecko, już ja go tym razem przygotuję. A jak mu się coś nie spodoba, to będziemy świętować u babci, a nie u nas. A on niech żałuje.
– Wiesz, że to nie o to chodzi, mamo. Ja przyjeżdżam przecież też do niego. W ogóle tak mi tu czasami tęskno za wami, że najchętniej wsiadłabym w pierwszy lepszy autobus i po prostu przyjechała, szczególnie teraz, jak babcia zdrowieje – nie zamierzała torturować matki swoją tęsknotą, ale tym razem nie potrafiła się powstrzymać. Radość, niepewność i strach przed ojcem występowały u niej na przemian, ale mimo to bardzo chciała znowu odwiedzić bliskich, poczuć zapach domu, zobaczyć kochane twarze. I w takich momentach jak ten nie umiała o tym nie mówić.
– Ja wiem, dziecko, że ty cierpisz, ale od początku było wiadomo, że tak będzie i musisz być silna. Choć zawsze będę Ci powtarzać, że drzwi domu są dla Ciebie w każdej chwili otwarte – kobieta otarła łzę, ale tego Eliza nie widziała. I nie usłyszała też w jej głosie.
– Mamo, a co u Igora? On się do mnie nie odzywa i nie odpisuje na wiadomości. Nadal jest na mnie obrażony? Myślałam, że w tej sytuacji z babcią da jakiś znak, zadzwoni, ucieszy się…- relacja z bratem, a raczej jej brak, też bardzo jej doskwierał. Wielokrotnie próbowała przebić ten mur, ale Igor nie reagował. Momentami wyrzucała sobie, że go tam zostawiła, na pastwę ojcu, który jemu czasami przykrych słów też nie żałował i z nowymi obowiązkami w domu i szkole. To był młody chłopak i była pewna, że jej wyjazd z domu też w jakiś sposób się na nim odbije. Nie spodziewała się tylko, że brat tak się na nią zamknie, że nie będzie chciał utrzymywać żadnego kontaktu. Cierpiała też dlatego, że był jej jedynym bratem, od zawsze młodszym, którym się opiekowała i któremu od dzieciństwa poświęcała swoją uwagę. Czuła, że go w pewien sposób straciła i nie miała pojęcia, jak odbudować tę relację.
– A no widzisz, jak to z tymi naszymi chłopami w domu. Jeden lepszy od drugiego. Coś muszę na to poradzić, cholera, bo tak dłużej być nie może – kobietę też niepokoiło zachowanie syna, ale nie chciała dodatkowo martwić córki. – Igor ma nowe przyjaźnie, które mu chyba trochę przewróciły w głowie. Chociaż w tym naszym liceum nawet nieźle daje sobie radę. Pomaga też ojcu, babcię odwiedzał… Wiesz, to jest chłopak, młody, głupi jeszcze, narwany. Nie mogę wymagać od niego cudów, ale muszę coś z nim zrobić… On tak naprawdę na ciebie czeka, Elizuś, choć tak jak ojciec tego nie pokazuje.
– Wcale mnie to nie pociesza, ale nie mówmy już o tym – każde kolejne słowo o ojcu lub bracie przynosiło następną porcję smutku. – Tak się cieszę, że z babcią jest lepiej, i to aż tak! Codziennie patrzę na to zdjęcie i nie wierzę. Ty wierzyłaś w cud, mamuś, a ja nie, aż głupio mi się przyznać…
– Teraz nie ma to już żadnego znaczenia, córciu – nie dała jej dokończyć matka. – Cieszmy się po prostu, że tak się stało. Nie użalaj się tam już, ja cię proszę. Zaraz mi jeszcze w jaką depresję wpadniesz. I tak masz w tej Warszawie dużo innych problemów, wystarczy już.
Potrzebowała czasem usłyszeć takie słowa od mamy. Podziałały natychmiast, od razu poczuła się lepiej, choć przypuszczała, że to jej użalanie jeszcze nie raz się o sobie przypomni. Póki co obiecała sobie pozytywnie nastawić się na wizytę w domu, do której zaczęła odliczać dni. A nuż pobyt w Krupkowie ją zaskoczy, tak dobrze, miło i rodzinnie…
Komentarze