sierpień 14, 2019
FRAGMENT NR 69
2 LATA WCZEŚNIEJ
Dopiero w piątek wieczorem, po całym tygodniu pracy, Eliza i Dorota miały okazję do rozmowy. Dla Elizy właściwie jeszcze nie całym, bo weekend zaplanowany był służbowo od soboty rano po niedzielę wieczór. Już za kilka dni miało się odbyć próbne nagranie „Rajskiego wesela” i wszyscy pracowali na najwyższych obrotach. Marta zdążyła już jej zapowiedzieć, żeby najbliższy tydzień wymazała ze swojego życia prywatnego, bo mieć takiego nie będzie. Tak jakby je w ogóle miała. Ale Eliza wiedziała, że był to kolejny przytyk ze strony szefowej lub przynajmniej próba uzyskania jakichkolwiek informacji na temat, który chorobliwie ją interesował.
W środę po powrocie do mieszkania padła nieprzytomna na kanapę, w ubraniach i nawet w butach. Dorota zastała ten niecodzienny obraz z wyrazem zaskoczenia, ale i pełnego zrozumienia. Nie chciała budzić przyjaciółki i tym razem to ona spędziła noc na posłaniu na podłodze. W czwartek, jak zwykle w tym dniu tygodnia, Doroty nie było do późnej nocy, a Eliza nadal odsypiała braki, tym razem już w pościelonym łóżku, ulubionej biało-niebieskiej piżamie i po długim gorącym prysznicu, który nieco ukoił jej skołatane nerwy. Spała jak suseł i tym razem nawet nie słyszała tradycyjnego już nocnego szumu wody z łazienki, który rozlegał się po małym mieszkaniu zawsze w nocy z poniedziałku na wtorek i z czwartku na piątek. Dorota chodziła na angielski i treningi z koleżanką, ale Eliza nigdy nie widziała u niej ani ubrań sportowych, ani książek do nauki języka. Dziwiło ją to i nieraz się nad tym zastanawiała, ale nie śmiała zapytać przyjaciółki. A być może bała się odkryć kolejną bolesną prawdę na temat warszawskiego życia swojej prawie siostry. Z czasem, pod wpływem swoich własnych problemów, przestała się tym interesować, ale podejrzewała, że poniedziałkowe i czwartkowe wieczory Dorota spędza w zupełnie inny sposób niż jej to przedstawiała.
– Matko, padam z nóg – rzuciła od progu, gdy zobaczyła Elizę w kuchni. – Jak ty dziewczyno wytrzymałaś ten tydzień? Dramat jakiś normalnie. A co tak ładnie pachnie?
– Robię makaron z kurczakiem i sosem śmietanowym. Lubisz, prawda? – Eliza przyprawiała właśnie zawartość patelni. Mimowolnie spojrzała na zakupy, które przyniosła Dorota. Dwie butelki białego Carlo Rossi zabrzęczały głośno, jakby chcąc wyraźnie zaznaczyć swoją obecność.
– No pewnie, że lubię, i to jak! A co to za okazja, że gotujesz takie pyszności? – pierwsza butelka została otwarta. Na stole wylądowały tradycyjnie dwa kieliszki.
– Żadna okazja. Możemy w końcu usiąść i pogadać – odpowiedziała bez entuzjazmu Eliza, której obecność wina, niezbędna w przypadku wolnych wieczorów Doroty, odebrała nieco ochotę na najbliższe godziny z przyjaciółką. Ale czego się spodziewała? Bardzo chciała się jej w końcu ze wszystkiego zwierzyć, o wszystkim dokładnie opowiedzieć. O wizycie w domu, o babci, jeszcze raz o manku w kasie i tym razem o pomocy Adama. To wszystko zalegało na jej sercu i pragnęła zrzucić z siebie ten ciężar. A wygadanie się najbliższej przyjaciółce miało taki właśnie potencjał.
– Twoje zdrówko, Elizka! – Dorota wypiła całą zawartość swojego kieliszka i nalała sobie drugą porcję wina. – A teraz dawaj ten pycha makaron i opowiadaj. Wszystko po kolei.
Komentarze