grudzień 31, 2019
FRAGMENT NR 112
2 LATA WCZEŚNIEJ
Kiedy Daniel pojawił się w progu swojej kawalerki kilka minut po 15.00, Eliza drzemała. Emocje i rozmowa z mamą wyczerpały i tak skromne pokłady jej energii. Dźwięk przekręcanego w zamku klucza obudził ją, ale była wdzięczna za obecność przyjaciela, który rzeczywiście trzymał w rękach dwie porcje pysznie pachnącego jedzenia – gorącego rosołu oraz schabowego z ziemniakami i buraczkami.
– Nie, nie z naszego cateringu. Nie dowiózłbym w takiej temperaturze, a nie chciałem odgrzewać – odpowiedział bez pytania z jej strony. – Kupiłem w sprawdzonej restauracji kilka pięter niżej. Dobrze wyglądasz – dodał z uśmiechem, przygotowując dwa nakrycia na kuchennym minibarku, po czym zapraszającym gestem, który już znała, wskazał jej miejsce.
– Może kiedyś będę w stanie ci się odwdzięczyć – odpowiedziała, nie mogąc doczekać się chwili, gdy poczuje smak rosołu. Była głodna jak wilk, a dwie wypite wcześniej kawy tylko wzmocniły jej apetyt.
– Nie musisz, na tym polega przyjaźń. A my jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
– Tak, jesteśmy – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. – I dziękuję, że mi o sobie powiedziałeś. To dużo dla mnie znaczy.
– Naprawdę nie wiedziałaś? – swoje zdziwienie, które nie opuszczało go od wczoraj, okrasił kolejnym łagodnym uśmiechem. – Przecież wszyscy w firmie to wiedzą, a niektórzy nawet komentują.
– Możliwe, ale ja jestem na co dzień z Martą, która o tobie akurat nigdy mi nie opowiadała, a kiedy rozmawiam z ludźmi w stacji, to na pewno nie o innych. Nie lubię plotek…
– Nie lubisz firmowych plotek? Gdzie ty się uchowałaś, dziewczyno? – Daniel zaśmiał się, zabierając się za swoją porcję schabowego, podczas gdy ona delektowała się jeszcze smakiem domowego rosołu z makaronem. Naprawdę smakował prawie jak w domu… Odsunęła od siebie tę myśl, powracając do rozmowy.
– Sama nie wiem. Czuję, że jestem inna i odstaję od całego towarzystwa. Zastanawiam się czasem, czy ja tu w ogóle pasuję i jak długo wytrzymam – atmosfera między nimi i dobry posiłek sprzyjały zwierzeniom. Eliza poczuła potrzebę powiedzenia Danielowi wszystkiego, co leżało jej na sercu, pomijając wątek Adama oczywiście. – Teraz, kiedy babcia odeszła, myślę o powrocie do domu, żeby pomóc rodzicom i bratu. Zostawiłam ich tam nagle i bez możliwości przygotowania jakiejkolwiek alternatywy, a byłam im bardzo potrzebna. Do tego wspólne mieszkanie z Dorotą układa mi się, delikatnie mówiąc, średnio, a na samodzielne mieszkanie mnie nie stać. Tak naprawdę męczę się w tym układzie, ale na razie nie mam innego wyjścia. A z Martą sam wiesz, jak jest. Mam wrażenie, że tylko czeka na moje potknięcie, żeby mieć powód do zwolnienia mnie z pracy…
– Adam na to nie pozwoli to po pierwsze – przerwał jej. – A po drugie bierz się szybko za drugie danie, bo zaraz będzie zimne – przypomniał, wkładając jej do jednej ręki nóż, a do drugiej widelec.
To prawda, wiedziała przecież, że Adam nad nią czuwa, sytuacja z mankiem była tego najlepszym przykładem. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie czuła się bezpiecznie, pracując na co dzień z Martą. Miała wrażenie bycia pod ciągłą obserwacją, nadal, nawet po tych już prawie pięciu miesiącach współpracy. Czuła chorobliwą kontrolę szefowej, próbę narzucania przez nią jej własnego stylu pracy i słownictwa, ale przede wszystkim codziennie była konfrontowana z ekstremalnie zmiennym nastrojem i emocjami Marty. Raz oschłej, zimnej jak lód i wybuchowej, a po chwili spokojnej i wyciszonej, tykającej jednak jak bomba. Zdarzały się też krótkie momenty fałszywej sympatii, one jednak na szczęście należały do rzadkości. Eliza słusznie nigdy w nie nie wierzyła i nie dała się oszukać, zachowując dystans do wszystkich padających pod jej adresem słów i gestów.
– Zdaję sobie sprawę, że nie jest ci łatwo, Elizka, ale uwierz mi, prawie każdy w tej firmie boryka się z jakąś ciężką historią lub niesie bagaż trudnych doświadczeń. A mimo to idzie dalej. Nie patrz za siebie, tylko naprzód, tam gdzie masz perspektywy. Nikt nie ma lekko, choć to pewnie marne pocieszenie dla ciebie – po tych słowach Daniel ciężko westchnął, wstał od minibarku i wstawił wodę w czajniku. – Gorąca herbata z cytryną, imbirem i miodem jest w takich momentach idealna – nie poddawał się i na wszelkie sposoby próbował poprawić jej nastrój.
– Na razie nie podejmuję żadnej decyzji. Przeczekam ten najtrudniejszy moment i wtedy pomyślę, co dalej – zebrała naczynia i zaczęła zmywać je w zlewie. – Dzięki za pyszny obiad, dokładnie tego było mi trzeba.
– A co ty robisz, Elizka? Przecież tu jest zmywarka – Daniel z zaskoczoną i skrzywioną miną wskazał jej sprzęt, który znała do tej pory tylko z pracy w stacji. W mieszkaniu Doroty i w małym biurze przy hali takich luksusów nie było. O jej rodzinnym domu nie wspominając.
– Dla ciebie to pewnie wybawienie, co? Bo ja w sumie lubię zmywać, relaksuję się przy tym – odpowiedziała zgodnie z prawdą, uśmiechając się jak mała dziewczynka.
– Herezje głosisz, dziewczyno! – teatralnie przewrócił oczami, zakręcając kran i wyjmując jej talerz z ręki. – Masz tu herbatkę i zasiądź wygodnie, a ja zajmę się naczyniami.
Lubiła Daniela coraz bardziej. W ten weekend udowodnił jej, że jest warty jej sympatii i przyjaźni. Jego żarty nawet w poważnych sytuacjach rozbrajały jej ochronny pancerz i potrafiły wywołać jej uśmiech. Najmniejszy, ledwie widoczny, ale jednak uśmiech. Było jej przy nim dobrze, nie musiała nikogo udawać. Czuła się jak u siebie, bezpiecznie, dokładnie taka jak była. Nie dopytywał o szczegóły jej relacji z Dorotą, o Krupkowo, o rodzinę. Na podstawie informacji, które mu powierzyła, starał się ją wspierać tak jak potrafił. I tyle jej wystarczyło.
Komentarze