listopad 23, 2019
FRAGMENT NR 102
2 LATA WCZEŚNIEJ
Podróż w stronę Warszawy przespała. Chociaż w sumie nie mogła tego jednoznacznie stwierdzić. Na pewno umknęła bolesnej rzeczywistości i na kilka godzin wyłączyła zmysły, odpoczywając od tego, co przed chwilą przeżyła. Śniła o pracy, Warszawie, mieszkaniu na Żoliborzu, Dorocie, a nawet Dawidzie. Tym razem w jej sennych wizjach nie pojawił się nikt i nic, co było związane z Krupkowem, tak jakby jej podświadomość nie była już w stanie przyjmować kolejnych dręczących obrazów.
Obudziła się w momencie, w którym autokar wjeżdżał do stolicy. Było jej zimno i przechodziły ją dreszcze. Przykryła się szczelniej kurtką, ale nie próbowała już nawet zamykać oczu, wiedząc, że za chwilę i tak będzie musiała opuścić to ciepłe, choć niezbyt wygodne miejsce. Podczas podróży w autokarze czuła się zawsze bezpiecznie, tak jakby znajdowała się w zawieszeniu, w próżni, w której nic złego nie może jej dosięgnąć. Dopiero punkt B, który był celem, a właściwie już samo zbliżanie się do niego, uzmysławiało jej, że oto musi zmierzyć się z rzeczywistością i drogi powrotnej już nie ma. Że kierunek jest tylko jeden – do celu właśnie, niezależnie od tego, co on oznacza. Cel był czasem przyjemny, a czasem przerażający, budzący strach i niechęć.
Tym razem wysiadała z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czuła ulgę, że jest już w Warszawie, z drugiej wiedziała, że mimo wszystko nadal stąpa po grząskim gruncie, który nie dawał jej poczucia stabilności i bezpieczeństwa. Tu nie było co prawda śmierci, smutku, ciszy, pustych ulic i ciemnych okien, ale wszędzie czaił się brak pewności, niepokój, ryzyko, złe intencje i niebezpieczne doświadczenia. Żaden z dwóch światów, do których obecnie należała nie był dla niej oazą, w której chciałaby się ukryć. Tamten przestał nią być, a ten długo jeszcze nie będzie. Jak miała przetrwać i jak długo ten stan miał potrwać? Ta niewiadoma ciążyła jej na sercu, nie dając ani chwili ukojenia. Po raz kolejny czuła się kompletnie sama.
Była prawie 10.00, więc zgodnie z wcześniejszym planem postanowiła pojechać bezpośrednio do studia, w którym trwały już nagrania. W oczekiwaniu na służbową taksówkę dopięła mocniej kurtkę, założyła na głowę czapkę, a na nią kaptur i owinęła się grubym szalem. Tegoroczna jesień nie rozpieszczała, a po nieprzespanej nocy chłód dawał się we znaki jeszcze bardziej niż zwykle. Drżała, modląc się w duchu o jak najszybsze przybycie na plan. Wiedziała, że tam, mimo wszystko, poczuje się lepiej.
– Hej Eliza, odwołuj taksę i wskakuj do mnie – zaskoczył ją nagle znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła Daniela, który służalczym gestem zapraszał ją do swojego auta, stojącego dosłownie obok niego na środku ulicy.
– Daniel!? Co… Co ty tu robisz? Nagranie przecież…
– Wskakuj do środka, zanim wlepią mi mandat, a ja ci za chwilę wszystko wyjaśnię – uśmiechał się do niej łagodnie, a kiedy siedzieli już w aucie, podał jej kubek gorącej i pachnącej kawy. – Z mlekiem i cukrem, prawda? Specjalnie dla ciebie, żebyś się rozbudziła i miękko wylądowała.
– Dziękuję, jest idealna – spojrzała na niego wdzięczna za ciepło, które rozchodziło się najpierw w jej dłoniach, a po chwili od gardła w dół.
– Kochana, przyjmij moje najszczersze kondolencje – teraz ton Daniela był poważny, a jego oczy spoglądały na nią z troską. – Jeśli chcesz porozmawiać, zanim wkroczymy w diabelski młyn, to mamy na to pozwolenie od Adama. Mogę cię przywieźć na plan nawet za kilka godzin. Powiedz mi tylko, czego teraz potrzebujesz – po tych słowach zaparkował samochód na dworcowym parkingu.
– Jak to? A twoja publiczność? A w ogóle, to skąd wiedziałeś, którym autokarem przyjadę?
– Jeśli chodzi o publiczność, to mam dziś godne zastępstwo, więc tym się zupełnie nie przejmuj – uspokoił ją od razu. – Co do autokaru, to z Wrocławia w środku nocy nie wyjeżdża ich wcale aż tak dużo – uśmiechnął się do niej, nadal czekając na wskazówki co do dalszego planu. – To dokąd jedziemy?
– Do studia – powiedziała zdecydowanym tonem – ale powoli i niekoniecznie najkrótszą trasą.
Dokładnie zrozumiał, co miała na myśli i bez pośpiechu opuścił parking. A ona pierwszy raz od dawna poczuła, że jednak nie jest sama.
Komentarze