listopad 17, 2019
FRAGMENT NR 100
2 LATA WCZEŚNIEJ
Z Wrocławia do Krupkowa pojechała taksówką. W sytuacji, gdy wiedziała, że cała rodzina jest w domu babci, nie chciała nikogo prosić o odebranie z dworca. Czuła, że tę drogę powinna pokonać sama. Kierowca po przywitaniu nie odezwał się do niej ani słowem, tak jakby wyczuł, że jego pasażerka potrzebuje chwili samotności. Siedziała z tyłu w ciszy i skupieniu, próbując się przygotować na to, co zastanie. Za oknem było już ciemno. Nadal padał deszcz i wiał mocny wiatr, tak jakby natura wyprzedzała jej emocje.
Samochód zatrzymał się na ulicy przed domem babci. Z tej strony budynku nie widać było żadnych świateł. Przeszła przez furtkę i stanęła w drzwiach, na których wisiał nekrolog. „Lidia Prokowska”. Kiedy zobaczyła te wypisane grubym drukiem słowa, nie potrafiła już tłumić smutku. Fala spazmów ogarnęła jej ciało, a z gardła wydobył się głośny szloch. Nie była w stanie utrzymać pionu i zgięta w pół złapała za klamkę, żeby nie upaść. W tym samym momencie z drugiej strony drzwi pojawiła się jej mama, która chwyciła ją w pasie i bez słowa wprowadziła do środka. Posadziła powoli na krześle w korytarzu i tuląc ją do siebie, pozwoliła jej płakać.
W całym domu nie było światła, paliły się tylko świeczki. Panował półmrok, w którym rozlegały się ciche głosy modlitw z pomieszczenia, w którym leżała babcia. Eliza przypuszczała, że wszyscy zebrali się w głównym pokoju, który stanowił wcześniej serce tego domu. I że babcia tam też właśnie leży. Nie umiała sobie wyobrazić, jaki widok zastanie. Bardzo się go bała i czuła w sobie opór, żeby zrobić krok naprzód, ale kiedy po kilkunastu minutach siedziała już spokojna w objęciach mamy, zdała sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia. To był przecież cel jej podróży. Musiała pożegnać się z babcią i oto właśnie nastał ten moment.
– Córeczko, nie musisz, jeśli nie chcesz. Nie musisz teraz – usłyszała ciche słowa. – Możemy najpierw porozmawiać, jeśli chcesz.
– Mamuś, bądź cały czas przy mnie – odpowiedziała równie cicho i spokojnie, podnosząc się z krzesła i przytrzymując się matki.
Bardzo powoli ruszyły w kierunku pokoju. Kiedy stanęły w jego progu, Eliza ponownie straciła pion i zgięła się pół, tym razem jednak wydając z siebie tylko ciche jęknięcie. Trumna z babcią stała na samym środku niewielkiego pomieszczenia, a wokół niej zebranych było kilka osób. Ojciec, Igor, siostra babci i trzy sąsiadki. To one cicho śpiewały żałobne pieśni i modlitwy, siedząc obok trumny. Babcia wyglądała tak, jakby spała, z leciutkim uśmiechem, w który złożone były jej usta. Ubrana była w swoje ulubione „niedzielne” ubranie, a jej blade dłonie oplatał różaniec. Okna były zasłonięte, a mrok rozświetlało kilka dużych świec. Wszystkie postacie wyglądały w tym świetle inaczej niż zwykle. Ciemniej, wyraziściej i smutniej.
Spojrzenia wszystkich na chwilę zwróciły się na Elizę. Dziewczyna łkała, klęcząc na podłodze w wejściu. Nie chciała podchodzić bliżej i nie była pewna, czy jest w ogóle w stanie to zrobić. Matka uklękła obok, nadal podtrzymując ją za ramię. Teraz płakały obie, każda zatopiona we własnym smutku i bólu. Po kilku minutach podszedł do nich Igor. Podniósł matkę, posadził na jednym z krzeseł, po czym wrócił do siostry. Ukląkł obok niej i mocno chwycił jej rękę, patrząc przed siebie. Nic nie powiedział i po chwili zaczął płakać jak dziecko.
Komentarze