wrzesień 12, 2019
FRAGMENT NR 80
OBECNIE
– Mateusz, przepraszam, nie wiem, co mnie napadło – była 6.00 rano, gdy Eliza, zmęczona wyrzutami sumienia, nie chciała już dłużej czekać i obudziła swojego ukochanego. O dziwo, poza nieprzyjemnym oddechem, który próbowała zniwelować w łazience na wszystkie możliwe sposoby, nie czuła żadnych innych dolegliwości. No, może poza głodem. Spodziewała się kolosalnego kaca, ale to chyba herbata Mateusza zdziałała takie cuda.
– Kochanie, nie teraz, daj mi jeszcze chwilę, nie spałem pół nocy – odpowiedział, nie otwierając oczu i obejmując ją w pasie. – Śpij jeszcze, porozmawiamy potem.
– No właśnie nie mogę już czekać, bo zaraz eksploduję – była tak przebudzona, że o dalszym spaniu nie było w jej przypadku mowy.
– To chociaż spróbuj nic teraz nie mówić, dobrze? Proszę – przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Naprawdę był zmęczony. Wiedziała, że nocował w szpitalu z Jeremim i na pewno pobyt tam go wykończył, nie tylko psychicznie, ale też fizycznie.
– Okej, będę cicho i przeproszę cię w inny sposób – nie chciała dłużej czekać, nie mogła. Musiała wyrazić swój żal i skruchę. – A potem sobie jeszcze pośpisz. – O dziwo zapamiętała, że poprzedniego dnia powiedział jej, że ma dzisiaj wolne. Sama musiała niestety iść do pracy, ale postanowiła, że poświęci poranek Mateuszowi.
Rozbudzenie go zajęło jej nieco dłuższą chwilę niż zazwyczaj, ale jej wysiłek się opłacał. W końcu zobaczyła uśmiech na jego twarzy, mimo że oczy miał ciągle zamknięte. Droczył się z nią, trochę marudził, prowokował, żeby się bardziej postarała. Miała to być jej kara za wczorajszy wieczór. Tak naprawdę nie był na nią zły, ale wiedziała, że powinna odpokutować swoje naganne zachowanie. Chciała tego, żeby poczuć się lepiej, pragnęła zrzucić z siebie ten ciężar. Wiedziała, że potem na spokojnie porozmawiają i będzie mogła wszystko mu wyjaśnić. W odwrotnej sytuacji byłaby na niego wściekła. I na pewno całe zajście zakończyłoby się kłótnią, a poranek nie byłby tak miły jak teraz. W ich związku to ona była tą trudniejszą połową, z większą ilością roszczeń, oczekiwań i w związku z tym pretensji. Szybciej wybuchała, a potem zawsze płakała. Zaliczała wszystkie skrajne emocje, żałując potem, że znowu pozwoliła sobie doprowadzić się do tego stanu. On był wyważony, dużo spokojniejszy i rzadko wybuchał, właściwie prawie w ogóle. Starał się łagodzić drażliwe sytuacje i hamować jej wybuchy. Udawało mu się to dość rzadko, ale zawsze próbował. Eliza dziwiła się, skąd w nim takie pokłady cierpliwości i spokoju, ale za każdym razem dochodziła do wniosku, że dotychczasowe niełatwe życie jej ukochanego nauczyło go pokory. Do tego dochodził jego z reguły łagodny charakter, który był wybawieniem w czasie ich związkowych kryzysów.
– Kotek, wybaczysz mi? – zapytała, gdy zmęczeni leżeli w swoich objęciach, patrząc sobie czule w oczy.
– Jeszcze się zastanowię – droczył się z nią dalej, ale uśmiechu w swoich oczach nie potrafił ukryć. – Czy ten barman cię podrywał? – to pytanie ją zaskoczyło.
– Nie, chyba nie… – nie pamiętała dokładnie, ale wydawało się jej, że to raczej ona go podrywała. Ale do tego nie śmiała się przyznać… – Ale wiesz, Daniel się na mnie obraził, bo w końcu powiedziałam mu, co sądzę o tym jego Patryku… – celowo zmieniła temat.
– No to jesteście kwita – uśmiechnął się, bo dokładnie znał stanowisko Daniela w temacie ich związku. Nie miał mu tego za złe. Wiedział, że Daniel chce dla Elizy jak najlepiej, choć było mu najzwyczajniej przykro, że nie ma wsparcia z jego strony. Spotkali się kilka razy zawodowo, na więcej żaden z nich nie miał ochoty.
– Kwita? W sumie tak, ale chyba widzisz różnicę? My nadal jesteśmy razem, a oni po krótkim czasie przeżywają takie akcje. Zresztą nie mówmy o nich i nie psujmy sobie takiego przyjemnego poranka…
– To co z tym barmanem? – nie odpuszczał, choć nadal był w dobrym nastroju.
– Nic. Siedziałam przy barze, bo nie było miejsc przy stolikach i zaczęłam z nim rozmawiać. Nic więcej się nie wydarzyło. – „na szczęście” pomyślała w duchu. – A potem pojawiłeś się ty. Cały na biało – przejechała ręką po jego blond włosach i pocałowała czule w usta.
– Dobry timing – skwitował, dając do zrozumienia, że wiedział, jak ten wieczór mógł się dla niej zakończyć. Ale nic już więcej nie dodał.
– Kotek, czekałam na ciebie przez te kilka dni i zaczęłam wątpić, że do mnie wrócisz. Zazwyczaj pojawiałeś się już następnego dnia albo chociaż rozmawialiśmy przez telefon… Jak zwykle tworzyłam sobie w głowie czarne scenariusze. Znasz mnie…
– Oj, ty moja niecierpliwa dziewczyno. Przecież pisałem do ciebie i dzwoniłem… – przycisnął ją mocniej do siebie.
– Kilka smsów i jeden telefon, którego nie mogłam odebrać. A potem ty nie odbierałeś. Miałam prawo być niecierpliwa, naprawdę – nie chciała mu po raz kolejny powtarzać, że jak jest z synem, to zawsze ona jest na drugim miejscu.
– Ale próbowałem się z tobą kontaktować, myślałem o tobie. A to była naprawdę wyjątkowa sytuacja – pocałował ją delikatnie w czoło.
– Matko, kotek, ja cię nawet nie zapytałam! Co z Jeremim?. Przepraszam cię! Jak on się czuje? Jest już w domu? – nagle zdała sobie sprawę, że popełniła kolejną gafę, a raczej wykazała się totalną ignorancją.
– Sytuacja opanowana, Jeremi jest w domu. To był ciężki atak, pierwszy tego typu. Ale wszystko jest pod kontrolą i mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy. Tak bardzo się o niego bałem… – wtulił głowę w jej ramiona i poczuła jego łzy na swoim dekolcie.
– Ja też mam taką nadzieję – powiedziała cicho, pozwalając mu się uspokoić. W ciągu tych kilku minut podjęła ważną decyzję, której długo nie miała odwagi podjąć.
– Chciałabym poznać twojego syna, Mateusz. Jestem na to gotowa – podniósł głowę, spojrzał jej w oczy, jakby chciał się przekonać, czy jest pewna tego, co mówi i kiedy zobaczył w nich potwierdzenie jej słów, przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w usta. Najdelikatniej jak potrafił.
Komentarze