lipiec 9, 2019
FRAGMENT NR 55
2 LATA WCZEŚNIEJ
Adam spędził na terenie hali resztę dnia aż do wieczora. Miał kilka spotkań z ekipą stawiającą scenografię i przeprowadził niezliczoną ilość rozmów telefonicznych. Eliza, wykonując swoje obowiązki, ukradkiem na niego zerkała, szczególnie w chwilach, gdy byli w biurze sami. Marta musiała pilnie wyjechać do miasta, więc siłą rzeczy tych chwil trochę się uzbierało. „Może jak tak się na niego napatrzę, to przestanę o nim tak często myśleć?” – łudziła się potajemnie. Wiedziała, że nie powinna, ale całym swoim młodym sercem czuła, że jest zakochana. Dusza i ciało rwały się do siedzącego obok mężczyzny, chciały go przytulić, pocałować i poczuć. Porwać go za rękę i wybiec z nim stąd jak najdalej, a potem powiedzieć mu o wszystkim tym, co zalegało na jej mało doświadczonym, ale gorącym z miłości sercu. Wyglądała na opanowaną i skupioną na pracy, ale w jej wnętrzu hulała burza, waliły pioruny i ciskały błyskawice. Tylko delikatne rumieńce na policzkach zdradzały jej wewnętrzną walkę. Tak bardzo chciała coś zrobić, a jednocześnie wiedziała, że nie może zrobić nic. Nie tylko zrobić, ale też absolutnie niczego nie dać po sobie poznać. Jeśli Adam domyśliłby się czegokolwiek, byłby to koniec wszystkiego. Nie mogłaby tu pracować ani chwili dłużej, uciekłaby z pracy i z Warszawy. Stawką była tu nie tylko jej godność, ale cała jej przyszłość.
– Eliza, wyskoczymy na lunch czy zamówimy coś tutaj? – z burzliwych przemyśleń wyrwał ją jego miękki głos.
– Mam jeszcze dużo pracy, więc lepiej zamówmy do biura – oczywiście, że chciała pojechać z nim na lunch, sam na sam, tylko ona i on. Serce prawie z niej wyskoczyło w nagłym porywie radości. Oddychałaby każdą sekundą tej chwili i rejestrowała każdy szczegół, żeby go później milion razy odtwarzać w swojej wyobraźni… Ale nie mogła. Rozsądek skutecznie ją hamował i studził miłosny zapał. Adam był mężem i ojcem. Nie powinna nigdzie z nim jechać, mimo że dla niego najwyraźniej nie stanowiło to problemu.
– No dobrze, to co zamawiamy? – obdarował ją jednym z tych swoich czarujących uśmiechów, który pamiętała w najdrobniejszym szczególe.
– Yyyyy…. może pierogi? – zaproponowała, szybko uciekając wzrokiem, bo on cały czas na nią patrzył i się do niej uśmiechał. „Matko, jeszcze chwila i nie wytrzymam…” – była na granicy obłędu, rozkoszując się jednocześnie tą wyjątkową chwilą. Nie mogła nic na to poradzić, tak na nią działał i już.
– Dobry pomysł, uwielbiam pierogi. Poproszę porcję z mięsem – ucieszył się wyraźnie i puścił jej oczko. „Za chwilę zemdleję. Drugi raz w życiu” – pomyślała, po czym – żeby wrócić do rzeczywistości – jak najszybciej wybrała numer do pobliskiej pierogarni, który miała zapisany w telefonie.
– Ty zamawiasz, ja zapraszam, żeby było jasne – powiedział po tym, gdy złożyła zamówienie. – I nie przyjmuję odmowy – znowu posłał jej swój rozbrajający uśmiech. Po chwili wstał od swojego biurka, wziął swoje krzesło, które postawił obok niej i powoli usiadł. Siedzieli teraz ramię w ramię. Eliza czuła jego bliskość, nie wiedząc, co się za chwilę wydarzy. Była gotowa na wszystko i pełna strachu jednocześnie.
– A teraz, zanim przyjdzie nasz lunch i póki jesteśmy sami, powiedz mi, co leży ci na sercu. Widzę, że coś się dzieje i bardzo chciałbym ci pomóc.
Komentarze