lipiec 1, 2019
FRAGMENT NR 52
2 LATA WCZEŚNIEJ
– Ale mnie kręgosłup napierdala od pochylania się nad tymi segregatorami. Mam już dość – była już prawie 23.00, a one nadal siedziały w biurze i szukały błędu. – Jak my to zrobiłyśmy, Elsa? Trzy koła w plecy! Jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło, jak żyję. Pecha mi przynosisz chyba – Marta nie przebierała w słowach, które dotykały wykończoną już Elizę mocniej niż zwykle. Co chwilę narzekała na wszystko, co tylko przyszło jej do głowy i z każdą godziną coraz mniej subtelnie dawała jej do zrozumienia, że to nie ona popełniła błąd. Wniosek nasuwał się sam. – Weź, Elsa, zrób mi jeszcze kawy, bo zaraz tu usnę na siedząco. Ile tych jebanych faktur już przerobiłaś?
– Na razie w sumie jakieś pięćdziesiąt – odpowiedziała dziewczyna, mimowolnie ziewając. Zmęczenie, przemyślenia po wizycie w domu i strach o babcię, który czuła od soboty, wysysały z niej całą energię.
– Tylko pięćdziesiąt? To przyspiesz tempo, laska, bo wychodzi na to, że nie jesteśmy nawet na półmetku. A ten kurwa czego chce? – Marta spojrzała na wyświetlacz swojego dzwoniącego telefonu. – Aha, no jasne! Że niby się o mnie martwi, bo nie ma mnie jeszcze w domu. I nie będzie! Ani dzisiaj, ani jutro, ani kurwa nigdy więcej – rzuciła telefon z impetem do torebki, odrzucając połączenie.
Eliza, wykorzystując prośbę o kawę, wyszła do małej, równie prowizorycznej jak biuro kuchni. Nie chciała słuchać kolejnej porcji narzekań Marty na chłopaka. Nie mieściło się jej w głowie, jak można z kimś być i w taki sposób go traktować. W ciągu ostatnich godzin już kilka razy słyszała, jaki z niego „idiota i nierób”; jak tylko lansuje się na jej pieniądzach i ciągle mu mało; jak udaje, że pracuje, a „chuj z tej pracy ma”; jak im się nie układa w łóżku, bo on lubi małolaty; jak jej matka go nienawidzi i ma rację; jak ona mu jeszcze pokaże, kiedy w końcu wywali go na zbity pysk… Prawie codziennie była zmuszona słuchać nowinek z domowego życia swojej szefowej i czuła, że bardzo jej ta wiedza ciąży. W głowie i na sercu. W tej chwili była tak wykończona, że uderzeniowa dawka informacji tej kategorii nie była jej potrzebna. Każdą komórką swojego ciała czuła ogromną potrzebę odpoczynku. Pozycji leżącej i snu. Głowa jej pękała od atmosfery pracy, nie mówiąc o tym, ile wysiłku kosztowała ją każda sekunda skupienia w towarzystwie takich komentarzy. Starała się jak mogła, żeby nic nie umknęło jej uwagi, żeby dobrze sprawdzić każdą fakturę. I o ile tych sprawdzanych przez siebie rozliczeń była pewna, o tyle prawidłowość tych, które sprawdzała Marta, w myślach podważała. Bo jak można coś prawidłowo policzyć, gdy praktycznie bez przerwy mówi się o swoim toksycznym związku, doprowadzając się do stanu furii…?
Gdy czekała na zagotowanie wody, napisała Dorocie smsa, że wróci do domu bardzo późno, po czym sekundę później zdała sobie sprawę, że jest poniedziałek, czyli dzień, w którym jej przyjaciółka ma po pracy wychodne i również, tak jak ona, wróci dopiero w nocy. Nie doczekała się odpowiedzi i po raz kolejny stwierdziła w duchu, że bycie samotnym w tak wielkim mieście jest przerażające. Nikt tu na nią nie czekał i nikt się o nią nie martwił. Mogła wrócić do mieszkania, kiedy chciała i nie robiło to nikomu żadnej różnicy. Ze łzami w oczach zalewała dwie kawy i wolnym, zmęczonym krokiem wróciła do biura.
– Wiesz co, Elsa? Ja wymiękam. Nie dam rady dłużej, pierdolę to. Jestem na nogach od 6.00 rano i sorry, ale ledwo kurwa patrzę na oczy. Nie mówiąc już o tym, że przez te jebane plecy nie mogę już nawet siedzieć. – Marta zbierała z biurka swoje rzeczy i wszystko wskazywało na to, że szykowała się do wyjścia.
– Tu jest twoja kawa, o którą prosiłaś – Elizie nie przyszedł w tej chwili do głowy żaden inny komentarz. Była zaskoczona i przerażona.
– Dzięki, ale już jej nie wypiję. Może ty machnij sobie dwie, bo na pewno jeszcze tu trochę pobędziesz – Marta ubrała swoją znoszoną skórzaną ramoneskę i ruszyła w kierunku wyjścia. – Niestety, laska, musisz to już ogarnąć sobie sama. Ja jutro od rana jestem znowu na spotkaniach i nie mam na to fizycznie siły, choć myślałam, że dam kurwa radę. Nawet robokopy muszą się czasami jednak wyłączyć. No cóż, taki tiwilajf. – Eliza nie wierzyła własnym uszom. Co wydarzyło się w ciągu tych trzech minut, które spędziła w kuchni, że Marta postanowiła nagle wyjść i zostawić ją z tym rachunkowym bałaganem?
– Coś się stało? – zapytała, siląc się na obojętny ton i siadając z powrotem do swojego biurka.
– Nic. Poza tym, że ten debil ciągle do mnie wydzwania i muszę jechać do domu, żeby go w końcu z niego wypierdolić. A Ty ogarnij resztę tych faktur i jutro przyjdź do roboty później. Ale żebyś w południe już była, bo Adam chce nas tu odwiedzić. To paaaaaa – Elizie opadły ręce, dosłownie. Ale jednocześnie serce mocno przyspieszyło na myśl o spotkaniu z Adamem. Tak dawno go nie widziała. W ostatnich dniach kontaktowali się praktycznie tylko przez telefon i email. Z całego serca pragnęła go zobaczyć i być w jego pobliżu. Potrzebowała tego. Szczególnie teraz.
Komentarze