czerwiec 28, 2019
FRAGMENT NR 51
2 LATA WCZEŚNIEJ
Tak naprawdę nie były w stanie powiedzieć, która zrobiła błąd, a może nawet kilka błędów. Kasa się nie zgadzała, raport z księgowości wykazywał ewidentnie większą ilość pieniędzy niż ta, która była obecna w biurowym sejfie. Nie było wyjścia, musiały przejrzeć wszystkie dokumenty z ostatniego miesiąca jeszcze raz, jeden po drugim. W sumie ponad trzysta faktur i rachunków. Zapowiadały się mozolne i pełne stresu nocne godziny nad segregatorami. Bardziej jednak niż ta perspektywa paraliżował Elizę stres, jakiego spodziewała się od swojej szefowej, która w sytuacjach własnych nerwów zawsze przelewała je na nią. Poza tym dziewczyna bała się poniesienia finansowej straty. Wiedziała, że jeśli pieniądze się nie znajdą, będzie musiała pokryć brak z własnej kieszeni. Jeśli nie cały, to przynajmniej jego część, ale w każdej z tych dwóch opcji kwota była dla niej porażająca.
W poniedziałkowy poranek była jednak myślami jeszcze zupełnie gdzie indziej. Dopijała właśnie ciepłą herbatę, która była jednocześnie jej śniadaniem. Mimo szczerych chęci nie była w stanie nic przełknąć. Za oknem padał wrześniowy deszcz i był to pierwszy tak pochmurny początek dnia w stolicy od dłuższego czasu. Doroty nie było, została na noc u koleżanki, co zakomunikowała jej krótkim smsem. Samotne godziny zalane łzami po przyjeździe do Warszawy, niespokojna noc i ponury poranek w tym obcym mieszkaniu wydały się jej w tej sytuacji zesłaniem do miejsca, w którym nie powinna teraz być. W tym momencie powinna siedzieć przy kuchennym stole w domu w Krupkowie, jeść śniadanie i pić kawę przygotowaną przez mamę, żeby za chwilę ruszyć do szpitala do babci. Ten deszcz i zapach nadchodzącej jesieni powinna czuć przez otwarte okno w kuchni ich starego domu, które zapewne otworzyłaby jeszcze szerzej, żeby lepiej słyszeć dźwięk bijących o parapet kropel i wyraźniej poczuć to, co działo się na zewnątrz. Zachodziła zmiana. W przyrodzie, w cyklu roku, w jej życiu. Kolejna już zmiana, choć z tą poprzednią, tak bardzo przełomową, nie zdążyła się jeszcze oswoić. Ta nadchodząca była jednak druzgocąca. Miażdżyła jej wewnętrzny spokój, tak błogo odczuwany przez całe dzieciństwo aż do minionej soboty. Przynosiła uczucie pustki i bezgranicznego smutku.
Eliza starała się ukryć przed Martą wszystko to, co czuła. Nie chciała, by jej szefowa wypytywała ją o jej osobiste sprawy. To, że swoimi dzieliła się bez najmniejszego problemu nie oznaczało, że zasada ta obowiązuje także innych. Przebywały ze sobą co prawda najczęściej tylko we dwie i miały mnóstwo okazji do tego typu rozmów, ale po pierwsze pracowały razem i w mniemaniu Elizy nie należało mieszać tego z prywatą, a po drugie Marta nie była odpowiednią osobą do zwierzeń. Sama z mnóstwem osobistych problemów nie potrafiła być wsparciem ani nawet dobrym słuchaczem. Eliza zaobserwowała to podczas jej rozmów z innymi ludźmi z ekipy. Miała wręcz poczucie, że jej szefowa wykorzystuje nowinki z życia różnych osób do zawodowych rozgrywek. Dlatego w pracy trzymała swoje sprawy, a tym bardziej swoje tajemnice, tylko dla siebie, maskując swoje nastroje skupieniem i zaangażowaniem w liczne obowiązki.
Tęskniła za wszystkim i wszystkimi w Krupkowie. W takiej chwili jak ta jeszcze bardziej, ale wiedziała, że powrotu do domu nie było.
Komentarze