maj 24, 2019
FRAGMENT NR 36
2 LATA WCZEŚNIEJ
Z tygodnia na tydzień Elizie przybywało obowiązków i stopniowo zmieniał się ich charakter. Od organizowania zakupów i cateringu dla ekipy pracującej nad prawie gotową już scenografią, przygotowywania faktur dla księgowości oraz „przynieś, podaj, pozamiataj” dla Marty, coraz częściej pomagała w organizacji próbnego nagrania, kontaktowała się z członkami ekipy realizacyjnej i składała zamówienia na rekwizyty i kostiumy. Rozwijała się i nie mogła się doczekać kolejnych nowych wyzwań, choć jej czas pracy z dnia na dzień coraz bardziej się wydłużał. Ciągle coś się działo – zmieniało, ewaluowało albo nie wychodziło i w każdym z tych przypadków trzeba było działać. Kierunek tego działania wyznaczała oczywiście Marta, ale mniejsze lub większe zadania zawsze przypadały w udziale Elizie. A ona tylko na to czekała. Czuła, że nabiera cennego doświadczenia i jej apetyt na nowe obowiązki rósł z każdym dniem. Zapominała o jedzeniu i piciu, zaczynała funkcjonować jak robot. Młody organizm dawał radę, Eliza sama się dziwiła, skąd ma aż tyle energii. Zdawała sobie sprawę, że nakręca ją adrenalina i doskonale wiedziała, że ten stan kiedyś minie. Opadnie wtedy z sił i będzie potrzebowała odpoczynku, ale na razie nie chciała o tym myśleć. Czuła, że ten moment jest umiejscowiony jeszcze daleko w przyszłości. Starała się o siebie dbać, ale nic nie mogła na to poradzić, że ten telewizyjny świat tak ją wciągał. Czuła się już powoli jego częścią i bardzo jej to odpowiadało.
Po dwóch miesiącach pracy znała już wszystkich, którzy współpracowali przy powstawaniu „Rajskiego wesela”. Z większością się lubiła, a codzienne kontakty w formie elektronicznej lub osobistej sprawiały obu stronom przyjemność, abstrahując od tego, że ich następstwem była kolejna dawka „roboty do zrobienia”, jak mawiali wszyscy naokoło. O dziwo nikt nie pytał Elizy o okoliczności przyjęcia jej do pracy czy dotychczasowe doświadczenie w branży. Nikt, z wyjątkiem Jacka Lakowskiego oczywiście, który oprócz wytknięcia jej braku tegoż doświadczenia przy pierwszym spotkaniu, nie omieszkał wykorzystać innej okazji do rozmowy. Eliza współpracowała dotychczas z innymi redaktorami, choć wiedziała, że na Jacka trafi prędzej czy później. Każdy z nich przygotowywał swoje odcinki programu, a jej zadaniem była pomoc Marcie w opracowywaniu scenariuszy tych odcinków pod kątem produkcyjnym i przekazanie informacji do innych działów, tak aby dany odcinek mógł zostać nagrany jak najsprawniej. Choć pojęcie „sprawnie” w przypadku realizacji „Rajskiego wesela” właściwie nie istniało, o czym Eliza miała się przekonać już wkrótce.
– A dzień dobry, miła koleżanko. Widzę, że dzisiaj znowu pracujesz z nami. To już trzeci dzień w tym tygodniu, jak nie jedziesz do studia – odezwał się Jacek, kiedy wszedł do firmowej kuchni. Eliza kończyła właśnie w pośpiechu swoje drugie śniadanie. – Czyżby jakiś konflikt z Martą? – zapytał zaczepnie, wyjmując z szafki kubek do kawy.
– Nie, dlaczego konflikt? – zapytała zdziwiona. „Co za typ! Od razu wietrzy aferę…” – pomyślała jednocześnie, choć rzeczywiście ostatnie dni z Martą były wyjątkowo ciężkie i miła odmiana w postaci pracy w stacji w otoczeniu innych ludzi dobrze jej robiła.
– Bo wszyscy wiemy, jak się z nią pracuje. Każdy z nas przeszedł chrzest bojowy, a ty masz level hard, bo pracujesz i przebywasz z nią na co dzień. Poza tym jesteście tylko we dwie, więc wyobrażam sobie, przez co musisz się tam czołgać… – jego słowa w towarzystwie dźwięków ekspresu do kawy brzmiały wyjątkowo nieprzyjemnie, ale Eliza nie dała się sprowokować. Wiedziała, co Jacek chce usłyszeć, wyczuwała jego intencje. Znowu jej pokazał, że jest fałszywym karierowiczem, który lubi taplać się w brudzie innych i wyciągać z niego korzyści dla siebie. „Ekspert od syfu” – tak go w myślach nazwała. Swoją drogą zauważyła, że bardzo łatwo zaczynały wpadać jej do głowy słowa, których wcześniej nigdy nie używała, łącznie z wulgaryzmami. Był to efekt tak częstego przebywania z Martą, który następował wbrew jej woli.
– No najłatwiej nie jest, ale radzę sobie – odpowiedziała krótko, ze zdziwieniem obserwując, jak Jacek stawia kubek z kawą na jej stoliku i się do niej przysiada, ewidentnie chętny prowadzić dalszy ciąg rozmowy. Na szczęście został jej jeszcze tylko kęs bułki kupionej u „pana kanapki”.
– Dyplomatka z ciebie. Dwa miesiące, a już się wyrobiłaś. Nieźle – redaktor nie dawał za wygraną. Wziął łyk kawy i spojrzał jej w oczy. – I pomyśleć, że na rozmowie kwalifikacyjnej nie byłaś jeszcze taka sprytna – nie oderwał wzroku od Elizy nawet na ułamek sekundy, a na jego brzydkiej twarzy pojawił się lekceważący uśmieszek.
– Nie przypominaj mi, proszę cię – Eliza siliła się na żartobliwy ton, ale obydwoje wiedzieli, że to blef. W rzeczywistości czuła się dotknięta tą uwagą. Oczywiście była świadoma tego, że wiadomość o jej omdleniu i decyzji Adama o przyjęciu jej do pracy dotarła do wszystkich w ekipie. Spodziewała się żartów i uwag na ten temat, ale na pewno nie w takiej formie.
– No, powiem ci, że trzeba mieć niezłą odwagę na takie wejście – w jego głosie ewidentnie brzmiała ironia. – A jeszcze większą na to, co stało się potem… – znowu popił kawy i rzucił jej wzywające na pojedynek spojrzenie.
– Chyba nie do końca rozumiem, co masz na myśli… – powiedziała nieco stłamszonym głosem Eliza. Czuła się tak, jakby Jacek ją atakował, choć nie wiedziała, dlaczego i w jakim celu to robi. Zaczęła zbierać swoje rzeczy ze stołu.
– Umówmy się, nie dostałaś tej roboty tylko za spektakularną scenę utraty przytomności. Nikt nie wierzy w to, że Dralski aż tak przejął się twoim nieszczęśliwym losem. Kaman, to tak tutaj nie działa – Jacek patrzył teraz na nią szelmowskim wzrokiem, lustrując ją z góry na dół, kiedy ruszyła w stronę wyjścia. Poczuła się bardzo nieswojo, tym bardziej, że tego dnia miała na sobie lekką, krótką sukienkę, odsłaniającą jej szczupłe i zgrabne nogi. W sumie nic szczególnego, był w końcu sierpień, ale w tej sytuacji poczuła się tak, jakby była goła. Chciała mu coś odpowiedzieć, walnąć ripostą prosto w tę paskudną twarz, tak jak to potrafiła Marta, ale po pierwsze nie umiała tego robić, a po drugie nawet, gdyby umiała, nie chciała zniżać się do poziomu tego zboczeńca. Rzuciła mu tylko nienawistne spojrzenie i wyszła z kuchni, pozostawiając go w przekonaniu, że powodem jej zatrudnienia było coś więcej niż tylko omdlenie. Dokładnie to, co wymyślił sobie w swojej chorej głowie.
Chwilę później wycierała łzy w damskiej toalecie.
Komentarze