kwiecień 28, 2019
FRAGMENT NR 25
OBECNIE
Nagranie trwało do 2.00 w nocy, co było zresztą do przewidzenia. Niesforni uczestnicy oraz nieprzygotowanie i animozje pary prowadzących to zawsze pewna recepta na obsuwę. A przecież następnego dnia znowu, jak zwykle, musieli zacząć z samego rana. Plan produkcji „Rajskiego wesela” zakładał nagranie dwóch odcinków przez weekend, jednego w sobotę i jednego w niedzielę. Na szczęście co drugi weekend, bo cała organizacja i przygotowania miały oczywiście miejsce w ciągu tygodnia, od poniedziałku do piątku, w biurze stacji nPOLTV i w hali studia. Tak więc wolne były tylko dwa weekendy w miesiącu, choć i tak tylko teoretycznie, bo zawsze było jeszcze coś do zrobienia w biurze, załatwienia na mieście albo ogarnięcia zdalnie. Wszyscy pracowali na najwyższych obrotach, kosztem życia prywatnego i zdrowia. „Taki tiwilajf” – jak mawiała szefowa Elizy, Marta Czekalska, prawa ręka Dralskiego. Wykończona przez harówkę na różnych szczeblach telewizyjnej machiny sama wykańczała innych, szczególnie żółtodziobów i atrakcyjne dziewczyny, do których to sama nigdy nie należała. Eliza spełniała obydwa kryteria, więc obrywała od niej podwójnie, tym bardziej, że ściśle ze sobą współpracowały. Tak ustawił to Dralski i obie musiały się podporządkować, mimo że od pierwszego spotkania nie pałały do siebie sympatią, a raczej Czekalska do Elizy nią nie pałała. Niedoświadczona wówczas Eliza nawet się nie spodziewała, co ją czeka u boku Marty, która na pierwszy rzut oka wydała jej się co prawda nieco szorstka, ale bardzo konkretna i kompetentna. Jak się szybko okazało, pojęcie „nieco szorstka” nabrało zupełnie innego wymiaru, a Eliza ekspresowo musiała nadrobić życiowe zaległości, jeśli chodzi o doświadczenie w kontaktach z ludźmi.
Tymczasem w środku nocy jechała autem przez pustą Warszawę do swojego równie pustego mieszkania. Nie odpisała Mateuszowi na jego wiadomości, a on przez cały dzień milczał. Nie zadzwonił, nie napisał, a przecież twierdzi, że kocha… Z drugiej strony to ona powinna się teraz odezwać i dać mu jakikolwiek znak po jego smsach. Od ostatniej kłótni mijał właśnie tydzień, pora więc obrać jakieś stanowisko. „Tylko jakie do cholery?” – myślała w duchu. Kochała Mateusza, co do tego nie miała wątpliwości, ale związek z nim ją wyniszczał. Nie miała jednak siły, żeby z nim zerwać, nie potrafiła rozstać się z nim na zawsze. Po kłótniach co prawda nie chciała go widzieć i nie odbierała od niego telefonów, jednak zawsze wiedziała, że to sytuacja przejściowa. Rozłąka zawsze dobrze jej robiła. Zaleczała jej rany i wyciszała, ale ostatecznie kończyła się zawsze tak samo – jego przeprosinami i jej wybaczeniem w jej łóżku. Zakończenie związku to zupełnie co innego. To smutek, łzy i przede wszystkim znowu samotność, nie tylko na tydzień czy dwa. Ale właśnie to powinna zrobić, ostatecznie zamknąć ten etap swojego życia i zacząć zupełnie nowy, w którym na dłuższą metę będzie szczęśliwsza. Nie, może niekoniecznie szczęśliwsza, ale na pewno o wiele spokojniejsza.
W towarzystwie tych myśli Eliza obserwowała zza kierownicy opustoszałe, pogrążone w ciemności miasto. To samo, które dwa lata temu tak bardzo ją ekscytowało i nęciło. To samo, które później wchłonęło ją w swoje tryby i nadało jej życiu chore tempo, otaczając niewłaściwymi ludźmi i zmuszając do złych decyzji. Dzisiaj już to wiedziała, ale nie znała odpowiedzi na pytanie, jak się z tego pogmatwanego życia wyplątać.
Komentarze