październik 29, 2019
FRAGMENT NR 95
2 LATA WCZEŚNIEJ
W pierwszej chwili pomyślała, że Igor robi sobie głupie żarty, co było do niego bardzo podobne. Wiele razy padła ich ofiarą, mimo że obiecywała sobie, że następnym razem nie da się tak łatwo nabrać. W ten sposób myślałaby właśnie teraz, gdyby nie to, że były jeszcze nieodebrane połączenia od mamy. Automatycznie kliknęła na zieloną słuchawkę i zadzwoniła do brata.
– Mama nie mogła się do ciebie dodzwonić, to napisałem – usłyszała stłumiony głos brata. Brzmiał on tak, jakby pochodził z daleka.
– Igor, co się tam dzieje? – zapytała głośno i wzbudziła tym uwagę osób wychodzących właśnie ze sklepu. Ale w ogóle tego nie widziała.
– Wszyscy są u babci i się modlą… – nie mógł dokończyć, głos uwiązł mu w gardle.
– Jacy wszyscy? Co się stało? – stała w strugach deszczu, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Ponownie, w odstępie kilku dni, zalała ją fala szoku. Nie oswoiła się jeszcze z poprzednim biegiem wydarzeń, a już dopadł ją nowy, będący jego całkowitą przeciwnością.
– Babcia poczuła się dzisiaj źle, od rana nie wstała w ogóle z łóżka. I teraz ledwo oddycha. Mama tam jest, ojciec, ciotka i sąsiadki. Ksiądz był nawet…
– A mówiła coś? Czy babcia coś mówiła? – przerwała mu, nie mogąc i nie chcąc słuchać dalej. Znajome uczucie, które dopadło ją w szpitalu, wróciło. Skurczyła się i przygarbiła, ledwo trzymając telefon w ręku.
– Tak. Powiedziała, że teraz jest czas – Igor rozpłakał się, nie mogąc dłużej powstrzymać łez i przerwał połączenie. Próbowała zadzwonić do niego jeszcze raz, ale już nie odebrał.
Kiedy w końcu po chwili zdała sobie sprawę ze znaczenia jego słów, zaczęła iść przed siebie. Jak robot, nie myśląc, dokąd idzie i jak długo jej to zajmie. Była przemoczona do ostatniej nitki, w ogóle na to nie zważając. Zatrzymała ją pewna starsza kobieta, która z troską zapytała ją, czy wszystko w porządku. Eliza dopiero jakby ocknęła się z letargu i spojrzała na postać przed sobą. Była o dziwo bardzo podobna do jej babci. Wyglądała co prawda zupełnie inaczej, ale jej oczy patrzyły na nią tak samo. Przestraszyła się tego spojrzenia i uciekła, pozostawiając kobietę bez odpowiedzi. Zatrzymała się dopiero pod kościołem – to do tego miejsca była kierowana, zupełnie tego jeszcze przed chwilą nieświadoma. Chciała wejść do środka, ale drzwi były zamknięte. Spojrzała na zegarek, była prawie 22.00. Zbiegła po schodach i stanęła pod krzyżem, przy którym tlił się płomień w ostatnim zniczu. Uklękła na mokrej ziemi, złamała się w pół, ukryła twarz w mokrych dłoniach i rzewnie się rozpłakała…
Komentarze