luty 3, 2020
FRAGMENT NR 121
2 LATA WCZEŚNIEJ
Od rana w sobotę w studio aż roiło się od ludzi, głosów, nawoływań, migających świateł, głośnych fragmentów podkładów muzycznych używanych do poszczególnych etapów programu, nerwowego śmiechu i przekleństw. Eliza czuła przez skórę, że ten dzień na planie będzie trudny. Nie umiała tego wytłumaczyć, bo jeszcze nic nie zapowiadało problemów, ale po prostu to czuła. Przemknęła jej nawet myśl, że być może posiada zawodową intuicję, która w miarę upływu czasu i nabierania przez nią doświadczenia coraz wyraźniej daje o sobie znać. Ucieszyła się w duchu i postanowiła baczniej to wewnętrzne odczucie obserwować.
– Eliza, pozwól do mnie na chwilę – usłyszała surowy ton Barbary, która wychyliła się zza garderoby w bladoróżowym atłasowym szlafroku, szukając kozła ofiarnego. Akurat się złożyło, że trafiła dokładnie na tę osobę, którą sobie w tej roli od początku upatrzyła.
– W czym mogę pomóc, pani Barbaro? – Eliza celowo zabarwiła swojej pytanie uśmiechem, żeby nie dać się zbić z tropu.
– Kto parzył tę kawę, moja droga? – prowadząca wskazała na swoją nieskazitelnie białą filiżankę, która stała na stoliku pośrodku pomieszczenia, po czym przeniosła przymrużone spojrzenie na Elizę. Wyrażało ono tryumf.
– Ja ją parzyłam, tak jak ostatnio. Nie smakuje pani?
– Spróbuj, a zobaczysz sama. Tej lury nie da się nawet powąchać! – tym razem z gardła Barbary wydobyły się głośniejsze tony. – Człowiek przychodzi do pracy, wybudzony prawie w środku nocy, jedzie pół miasta, żeby dotrzeć na miejsce i się w końcu obudzić, a tu taka chała! Co to ma w ogóle być? Jestem prowadzącą tego programu i nie mogę liczyć na normalną kawę o 7.00 rano? Jeszcze nigdy nie spotkało mnie takie upokorzenie! – przez pierwsze trzy zdania tego wywodu Eliza stała i słuchała, a potem nalała sobie zaparzonej przez siebie kawy z dzbanka do kubka i wzięła łyk na spróbowanie, pozwalając Barbarze wykrzyczeć się do końca. Buzował w niej stres połączony z ciekawością. – I jak? Pyszna, prawda? Pewnie lepszej nigdy nie piłaś! – tej ironii towarzyszył uśmieszek o podobnym charakterze.
– Dziękuję, że mam wreszcie szansę coś powiedzieć – mówiąc to, Eliza sama dziwiła się swojej reakcji. Barbara jakby zbladła. – Jeśli chce pani naprawdę znać moje zdanie, to ta kawa smakuje całkiem dobrze. Jest mocna, tak jak pani sobie życzyła i zaparzyłam ją dokładnie tak samo jak poprzednim razem. Czy mogę spróbować kawy z pani filiżanki?
– Próbuj jak chcesz, choć nie rozumiem, co to zmieni – tym razem teatralna mina prowadzącej wskazywała na stan obrazy jej właścicielki. Eliza wzięła łyk i prawie znowu się uśmiechnęła. Ale tylko prawie.
– Czy piła pani wcześniej wodę z tej filiżanki? – zadała pytanie tak łagodnym jak tylko potrafiła tonem.
– Piłam, i co z tego?
– Najwyraźniej jej pani nie dopiła i do tego, co zostało wlała pani kawy z dzbanka…
– To wykluczone! Nigdy tak nie robię! – purpura na twarzy Barbary bardzo odstawała od bladego różu jej szlafroka.
– Proszę zatem porównać smak kawy zaparzonej przeze mnie w dzbanku i tej, którą ma pani w filiżance. Żeby mogła zrobić to pani w spokoju, wyjdę na zewnątrz i poczekam chwilę za drzwiami w razie, gdyby była potrzeba zaparzenia świeżej. Zrobię to oczywiście jeszcze raz, specjalnie dla pani – po tych słowach Eliza wyszła z garderoby odprowadzana zdumionym wzrokiem prowadzącej. Postanowiła poczekać na zewnątrz dwie minuty, z zegarkiem w ręku.
Kiedy stała przed wejściem, spodziewając się różnych scenariuszy, denerwując się i czując satysfakcję jednocześnie, napotkała świdrujący wzrok zbliżającej się do niej Marty.
– Co tu tak warujesz jak pies? Problemik z naszą panią prowadzącą? – charakter tego pytania w sumie jej nawet nie zdziwił.
– Bynajmniej. Wszystko pod kontrolą – odparła, uśmiechając się do Marty przesadnie. – A jeśli chcesz sprawdzić, to zapraszam do środka na pyszną kawę do pani Barbary.
Marta spojrzała na nią z totalnym niezrozumieniem i zapukała do drzwi garderoby. Eliza odeszła ostentacyjnie, zastanawiając się, jak ta akcja się dla niej skończy. Okazało się, że przez cały dzień nie padło ani jedno słowo o kawie – ani od prowadzącej, ani od szefowej produkcji, a ta pierwsza unikała jej jak ognia. Ta bitwa była dla niej wygrana.
Komentarze