styczeń 31, 2020

FRAGMENT NR 120
2 LATA WCZEŚNIEJ
Nie mogło być inaczej. W piątkowy wieczór przy kolacji Dorota oznajmiła Elizie, że jej brat ma coś do załatwienia w Warszawie i przenocuje u nich z soboty na niedzielę. Miała mu nawet w jakiejś sprawie pomóc, co planowała zrobić w sobotnie popołudnie. Chodziło o rozmowę z kimś, kogo znała i którą miała przeprowadzić sama, bez udziału Dawida. „Aha, a więc tak to zaplanował” – pomyślała Eliza. Było dla niej oczywiste, że wszystko było dokładnie przez niego przemyślane. Być może rzeczywiście chodziło o realną pomoc Doroty, ale jeśli nawet, to głównym celem było i tak bycie sam na sam z nią, Elizą. Musiała więc zrobić coś, co pokrzyżuje jego plany. Za żadne skarby nie mogła dopuścić do tego, aby zostać z nim w mieszkaniu.
Po raz kolejny zdała sobie sprawę z konieczności znalezienia dla siebie niezależnego lokum. Tak, w obecnych okolicznościach była to już konieczność. Nie mogła pozwolić Dawidowi zbliżać się do siebie w jakikolwiek sposób, a tym bardziej prowokować sytuacje sam na sam. Poza tym męczyła się w tej małej przestrzeni z Dorotą. Spaniem na jednej kanapie, zbieraniem jej rozrzucanych codziennie ubrań, o wiele za częstym towarzystwem wina i widokiem pijanej przyjaciółki. Niestety na niezależność musiała jeszcze poczekać. Nie było jej stać na taki luksus. Nadal żyła bardzo skromnie, co miesiąc robiąc przelew na konto mamy i odkładając bardzo drobne sumy. Nie miała pojęcia, kiedy będzie mogła pozwolić sobie na wyprowadzkę od Doroty. Z drugiej strony nie była pewna, czy chce mieszkać sama, bez żywej duszy wokół siebie. Bez możliwości porozmawiania z kimkolwiek, poza toksyczną Martą w ciągu dnia i może jeszcze kilkoma innymi osobami w pracy. Poranki w pojedynkę, kolacja w samotności, a potem świadomość, że w nocy też jest całkiem sama. Tak, o tym też myślała i bała się demonów, które wtedy mogłyby ją dopaść. Ale życie u boku Doroty, a teraz jeszcze z zaznaczającym swoją obecność Dawidem nie wchodziło na dłuższą metę w grę. I musiała wkrótce coś z tym zrobić.
Na szczęście weekend zapowiadał się u niej pracowicie. Produkcja „Rajskiego wesela” była teraz bardzo intensywna i dni wolnych praktycznie nie było. Już przyzwyczaiła się do tego, że pracuje praktycznie codzienne. W jej kalendarzu widniało nagranie albo przygotowania do nagrania, nie było wolnych sobót i niedziel, przynajmniej nie całych. Pracy było całe mnóstwo, bo podczas każdej realizacji wychodziły kolejne niespodzianki i problemy do rozwiązania, a do tego miała przecież swoje standardowe obowiązki, powoli wchodzące już jej w krew. Perspektywa spędzenia weekendu na planie ucieszyła ją, bo oferowała doskonałą ucieczkę od Dawida. Nie była to nawet wymówka, tylko prawdziwa przyczyna jej nieobecności w domu. I bardzo dobrze. Po pracy pojedzie jeszcze na świąteczne zakupy, które planowała niezależnie od jego przyjazdu i do mieszkania wróci dopiero na wieczór, po upewnieniu się, że Dorota jest już w domu. Niedziela będzie wyglądać podobnie i Dawid odjedzie bez tego, co tak skrupulatnie sobie obmyślił. Spotkają się więc tak naprawdę tylko przez moment. „Praca w weekendy ma swoje dobre strony” pomyślała, odpływając w sen, podczas gdy Dorota dopijała ostatnie łyki białego Carlo Rossi, siedząc okrakiem na podłodze w kuchni i intensywnie z kimś esemesując.
Komentarze