marzec 12, 2019
FRAGMENT NR 3
2 LATA WCZEŚNIEJ
Dorota była kiedyś sąsiadką Elizy. Była, bo od kilku ładnych lat żyła w Warszawie, a do ich rodzinnego miasteczka zaglądała bardzo rzadko. Tak naprawdę pojawiała się tylko na święta. Była od niej o cztery lata starsza i w rzeczywistości dużo odważniejsza dzięki starszemu bratu, który zawsze był obok i nad nią czuwał. Na osiedlu funkcjonowały w oddzielnych grupach z racji różnicy wieku, ale od zawsze bardzo się lubiły. Niektórzy mówili, że są jak siostry i być może czasami nawet tak się czuły. Zresztą nawet były do siebie podobne. Obie były dość wysokie, szczupłe i miały jasne długie włosy. Eliza była nieco okrąglejsza na twarzy i miała piwne oczy. Nie, nie piwne, miodowe – tak mówiła jej mama. A jej znakiem rozpoznawczym były drobne piegi na nosie, które latem jeszcze bardziej podkreślały tę miodową barwę. Uroda wyróżniała ją z tłumu, choć Eliza nigdy jej nie podkreślała. Nie chciała tego robić, a nawet gdyby chciała, to po prostu nie umiała. W odróżnieniu do Doroty, która przesadnie dbała o wygląd i spędzała przed lustrem zdecydowanie za dużo czasu.
Tak czy owak, dziewczyny nie analizowały swojej przyjaźni, wolały rozmawiać o czymś innym. Na przykład o tym, jak by to było, gdyby kiedyś mogły mieszkać w Warszawie. Siadały razem na strychu domu, w którym obie mieszkały i roztaczały wizje o wielkomiejskim życiu. Prześcigały się w pomysłach, co mogłyby robić w tak dużym mieście, co i gdzie jadać, z kim się spotykać, dokąd chodzić na spacery, gdzie robić zakupy. Ich inspiracją były pocztówki z widokami Warszawy, które przywoził tata Doroty ze swoich służbowych wyjazdów. Leżały zamknięte w specjalnej szkatułce i ukryte w ich sekretnym miejscu w jednym z kątów starego strychu, czekając na kolejne spotkanie przyjaciółek. Eliza pamiętała każdą rozmowę, każdy pomysł, dźwięk ich wspólnego dziewczęcego chichotu i zapach suszącego się prania. On już chyba zawsze będzie się jej kojarzył z marzeniami…
Eliza miała jeszcze jedno pragnienie, o którym jednak nie śmiała powiedzieć Dorocie. Bała się przyznać do niego nawet sama przed sobą, bo w jej mniemaniu była to jedna z najbardziej niemożliwych rzeczy na świecie. Nieosiągalna, nie do zdobycia dla takiej dziewczyny jak ona. Z małego miasteczka, bez kontaktów i doświadczenia. Tak naprawdę chciała o tym zapomnieć, żeby nie robić sobie płonnych nadziei, ale zwyczajnie nie potrafiła. Nawet jeśli w ciągu dnia udało jej się o tym nie myśleć, to sen przynosił obrazy, o których skrycie od dawna marzyła. Tak jakby jakaś siła nie chciała jej pozwolić z tego marzenia zrezygnować.
„No i nie pozwoliła, skoro jestem teraz właśnie tutaj” – pomyślała Eliza. Siedziała na jednym ze stylowych foteli w schludnym i zadbanym holu na piętrze, utrzymanym w kolorystyce beżu i szarości. Tylko zdjęcia na ścianach były kolorowe i pełne życia. Wyglądało to tak, jakby cała przestrzeń miała być dla nich tłem. A na zdjęciach były twarze, które Eliza bardzo dobrze znała. Wszystkie piękne, uśmiechnięte lub skupione, ujęte w scenach wziętych z życia. Ze świata, w którym ona tak bardzo chciała się znaleźć. W otoczeniu tych zdjęć czuła się mała i tak samo szara jak cała przestrzeń. Miała wrażenie, że jest elementem mało znaczącego tła, który próbuje przebić się z szarości do koloru, ale postaci ze zdjęć nie zwracają na niego uwagi.
Z wrażenia zaczęła boleć ją głowa. Nie miała ze sobą tabletki przeciwbólowej, więc musiała wytrzymać. Czekała na umówione spotkanie, bo jednak jakimś cudem jej nazwisko znalazło się na liście. Jej mała walizka stała obok jej nóg i czuwała, tak jakby i ona zdawała sobie sprawę z powagi tego momentu.
Komentarze